"Zud". Na mongolskim rejonie nie jest kolorowo… [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora Against Gravity
fot. materiały prasowe dystrybutora Against Gravity
„Zud”, pełnometrażowy debiut Marty Minorowicz, to jedno z największych zaskoczeń w ostatnich latach w polskim kinie. Zdaję sobie sprawę, że takie słowa być może brzmią zbyt wzniośle, ale jest coś fascynującego w tym, że dziewczyna z Polski jedzie do Mongolii, gdzie w trakcie trzech lub czterech wyjazdów, rozłożonych na trzy lata, poniekąd staje się jeżeli nie członkiem, to przyjacielem rodziny Batsaikhan, dzięki czemu „Zud” jest tak bardzo prawdziwy.

Minorowicz zabiera nas na mongolski step, gdzie na równi ze sobą żyją ludzie, zwierzęta oraz przyroda. Ich relacja przepełniona jest zarówno szacunkiem, jak i bólem. Szczególnie niewdzięczna bywa ta ostatnia; niespodziewane powroty zimy są często katastrofalne w skutkach, przez co zwierzyna hodowana przez nomadów umiera, a to oznacza problemy ekonomiczne.

„Zud” jest filmem balansującym na cienkiej granicy dokumentu oraz fabuły, gdzie sceny w pełni dokumentalne mieszającą się z tymi odegranymi i fabularnie zaplanowanymi. Takie rozwiązanie często niesie za sobą ryzyko, że będziemy oglądać spektakl fałszu i udawania, jak chociażby we „Wszystkich nieprzespanych nocach” Michała Marczaka, ale w obrazie urodzonej w 1979 roku autorki nic takiego nie ma miejsca. Minorowicz jest uczciwa wobec swoich bohaterów i nawet wtedy, gdy wprowadza do opowieści elementy fabularne, to nie czujemy, że są one wymuszone, lecz wypadają naturalnie.

Zresztą nic dziwnego, gdyż Minorowicz opowiada o mongolskiej rzeczywistości. Fabuła skupia się na relacji ojca (Batsaikhan Budee) i 11-letniego syna (Sukhbat Batsaikhan), który ze względu na problemy finansowe rodziny jest zmuszony przejść przyśpieszony kurs dojrzewania. Rzuca szkołę, a zamiast tego zaczyna zajmować się treningiem do wyścigu konnego, gdzie zajęcie dobrej lokaty równa się wysokiej gratyfikacji finansowej, tak bardzo potrzebnej rodzinie, która ma do spłacenia dług w banku.

Aspekt ekonomiczny to jeden z najciekawszych wątków „Zuda”, gdyż to pokazuje, że w tak dla nas odległym miejscu, jak mongolski step, ludzie nie są wolni od kredytów oraz konsumpcjonizmu. Światem rządzi pieniądz nawet tam, gdzie pozornie króluje przyroda. Aż chciałoby się sparafrazować pewnego internetowego klasyka: na mongolskim rejonie nie jest kolorowo…

„Zud” to kino spokojne, wyciszone, bacznie przyglądające się bohaterom. Kamera prowadzona przez Pawła Chorzępę trzyma się bardzo blisko ojca i syna, czasami niemal przekraczając granicę ich intymności. Obserwujemy spojrzenia, próby komunikacji, przekomarzanie się i codzienne życie. Marta Minorowicz wprowadza nas do nieznanego nam świata, gdzie jesteśmy na tyle obcy, że nie mamy wyboru i musimy podporządkować się panującym warunkom.

Autorka nie boi się ukazywania bólu, cierpienia oraz śmierci. Obserwujemy jak najsłabsze zwierzęta umierają. Jest to na tyle cenne, że Minorowicz za żadne skarby nie chciała ingerować w zastaną rzeczywistość, chcąc ją jedynie w jak najuczciwszy sposób pokazać. Bez ubarwień, bez upiększeń i w tych sekwencjach bez kreacji, skupiając się na autentyzmie, licząc się z tym, że niektórych takie obrazy mogą urazić bądź zniesmaczyć.

Marta Minorowicz stara się jak najdokładniej oddać życie oraz rytuały swoich bohaterów, jednocześnie nie próbując ich wyjaśniać, gdyż wówczas musiałaby wejść z butami w ich prywatność. Dlatego też nie wszystkie sceny mogą być dla widzów zrozumiałe, mogą się zastanawiać, czemu bohaterowie np. tarzają się po ziemi, co – jak wyjaśniła po pokazie filmu autorka – jest po prostu oddaniem ziemi czci. Na szczęście w żadnym wypadku nie jest to wada filmu, bo pokazuje nam to, że żyjemy w warunkach, w których operujemy innymi kodami kulturowymi i próba zdekodowania na ekranie odmienności byłaby nie tylko nadużyciem, lecz zrujnowałaby cały zamysł filmu.

Aby w pełni zakochać się w „Zudzie” trzeba ten film zaakceptować od pierwszych minut dokładnie takim, jakim on jest. To się opłaci, bo autorka, chociaż znalazła się w obcym dla siebie miejscu, mimo wszystko dość szybko „wkręciła” się w tamten świat, co jest wyczuwalne na ekranie. Wszystko jest tutaj przemyślane i chociaż warunki do realizacji nie zawsze były perfekcyjne, to efekt jaki osiągnięto, robi ogromne wrażenie. Jednak nie moglibyśmy mówić o tak dobrym filmie, gdyby nie uwodzicielskie zdjęcia Pawła Chorzępy. Mongolski step w jego spojrzeniu jest paradoksalnie miejscem bardzo klaustrofobicznym, ograniczonym, gdzie człowiek bez współpracy ze zwierzętami oraz przyrodą, jest skazany na śmierć.

„Zud” to porywający projekt, który wymagał ogromnej cierpliwości na etapie realizacji, ale patrząc na efekt końcowy mogę wyłącznie powiedzieć: warto było. To bardzo poetyckie, dające się uwieść kino. Film Marty Minorowicz łatwo traktować jako filmową wycieczkę do Mongolii, do świata dla nas egzotycznego, ale takie spojrzenie zdecydowanie spłaszczałoby wymowę tego obrazu. Bo „Zud” tak naprawdę to opowieść o ludzkiej determinacji, sile woli oraz nauce pokory i szacunku do otaczającego nas świata. Jakże to wymowne w czasach, gdy wycinamy lasy, a zamiast drzew sadzimy kolejne zamknięte osiedla.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"ZUD" W KINACH OD 21 KWIETNIA

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn