Być zabójcą

Dzieło Thomasa Bohna łączy w sobie elementy thrillera, filmu sensacyjnego, kryminału i kina akcji. Rolę Franka Hectora, tropiącego seryjnego mordercę, który wymierza sprawiedliwość na własną rękę, zagrał 63-letni wówczas Dennis Hopper. W "Być zabójcą" Hopper gra zimnego, cynicznego twardziela, wydaje się, że śmierć nie robi na nim większego wrażenia. Starzejący się Amerykanin Frank Hector jest teraz właścicielem sieci seksklubów w kilku krajach Europy, ale ma za sobą bogaty życiorys: kiedyś był jednym z najskuteczniejszych komandosów. Dlatego agenci CIA, dysponując jego pełnymi aktami, wybierają właśnie jego do niezwykle trudnej i niebezpiecznej misji. Urodził się w czerwcu 1944 r., w Wirginii, matka była pielęgniarką, ojciec nieznany. Walczył w Wietnamie w piechocie morskiej. Po zakończeniu wojny wystąpił z amerykańskiej armii i w 1973 r. zaciągnął się do legii cudzoziemskiej. Po dwóch latach intensywnego szkolenia trafił do II pułku spadochroniarzy, stacjonującego na Korsyce. Tam poznał strzelca wyborowego Volkera Bretza (Heino Ferch), którego właśnie ma za zadanie odszukać, by przerwać wendetę. Hector był dowódcą Bretza, to on nauczył go wszystkiego, zna jego sposób myślenia, może przewidzieć kolejne ruchy. Walczyli razem, brali udział w najniebezpieczniejszych misjach na całym świecie. "Strzelec" służył w kompanii specjalizującej w działaniach na terytorium przeciwnika, przeszedł celująco trening snajperski i podkładanie bomb. Swoją wiedzę i umiejętności wykorzystuje do wojny, którą wypowiedział władzom niemieckim. Szantażowany Hector godzi się wypełnić zadanie zlecone mu przez CIA i wyjeżdża do Berlina. Grożąc następnymi zabójstwami Bretz kolejno morduje ludzi ze świata polityki i biznesu, związanych z budową elektrowni jądrowej ATAR II. Zaprzestanie krwawej zemsty dopiero wówczas, gdy elektrownia zostanie wyłączona. Okazuje się, że działa z osobistych pobudek.