Recenzja filmu

Nieudana lekcja historii

2016-09-22 12:34

ocenia film na: 3/10

Jerzy Zalewski przekonuje, że „Historia Roja” niesie walor edukacyjny, ale po 135 minutach seansu trudno to dostrzec. Aby w pełni zrozumieć film trzeba już przed seansem posiadać odpowiednie zaplecze wiedzy historycznej. Osoby, które nie mają pojęcia na temat Żołnierzy Wyklętych, ich historii oraz celu walki, po filmie drastycznie nie poprawiają poziomu swoich informacji. Zobaczą za to jedynie Polaków mordujących Polaków, z czego jedni pociągają za spust mając modlitwę na ustach, a inni katują i pozbawiają życia w imię towarzysza Józefa Wissarionowicza Stalina. Produkcja nie wyjaśnia kontekstów, w znikomym stopniu przybliża kim byli Żołnierze Wyklęci, tylko – podczas napisów początkowych – informuje, że po 1945 roku Polska znalazła się pod radziecką okupacją. Co prawda bohaterowie przebąkują o chęci wywołania III wojny światowej i wykrzykują hasła „Wolna Polska”, ale to straszne spłycenie ich motywacji.

Jerzy Zalewski kreśli czarno-biały świat, w którym Sowieci gwałcą wszystko co się rusza, a Wyklęci – nawet jeżeli biorą bez uprzedniego poznania – to jedynie z miłości i od razu za przyzwoleniem ojca niewiasty. Niezłomni są kreowani na strażników moralności, którzy albo nie zauważają, że przerażona miejscowa ludność się od nich odwraca, albo nic sobie z tego nie robią, jak w scenie w kościele czy w banku. W tej opowieści „prawdziwa Polska” jest w lesie, każdy kto wówczas starał się normalnie żyć, dystansował się od polityki, był uważany za zdrajcę i radzieckiego sprzedawczyka. Nawet kapitan Młot (świetny Mariusz Bonaszewski, potrafiący swoim krótkim występem zakasować większość obsady), gdy podejmuje dramatyczną decyzję o wyjściu z lasu, mimo świadomości prawdopodobieństwa, że Rosjanie go oszukają i o obiecywanej przez nich amnestii może zapomnieć, jest wyzywany od zdrajców i tchórzy, chociaż właśnie wtedy na pierwszym miejscu postawił swoją rodzinę. W końcu lepiej, żeby dzieci odwiedzały go do końca życia w więzieniu, niż musiały zapalać znicze na grobie.

Jedną z największych bolączek „Historii Roja” jest nijaki tytułowy bohater. Krzysztof Zalewski-Brejdygant to chybiona decyzja castingowa. Laureat II polskiej edycji „Idola” nie przekonuje swoją grą w żadnym momencie, jest sztuczny, wygłaszane przez niego kwestie – zawsze wypowiadane jak kościelne kazanie – brzmią karykaturalnie i przede wszystkim nie wywołuje żadnych emocji.

Paradoksalnie najciekawszą postacią okazuje się – mimo przerysowania do granic możliwości – główny wróg Roja, Wyszomirski (Piotr Nowak). Zaryzykuję stwierdzenie, że dla urodzonego w 1976 roku aktora jest to życiowa rola. Nowak ma w sobie tyle charyzmy, że mógłby nią obdzielić większość obsady, a jeszcze i tak wiele by zostało! Świetna i na długo zapadająca w pamięć kreacja. Swoją drogą chyba dość niezamierzenie Jerzy Zalewski najciekawszych bohaterów uczynił z ubeków właśnie. Sceny z ich udziałem, jak żydowskie wyznanie Wyszomirskiego czy ostateczne rozwiązanie kwestii Jacka Kawalca, są majstersztykami i aż szkoda, że równie pomysłowy i mocny w swojej wymowie nie jest cały film. Na uwagę zasługuje również Tomasz Dedek, którego już dawno nie widzieliśmy w tak wyrazistej roli.

Produkcja nie zachwyca od strony technicznej. Kamera raz po raz dostaje ataków padaczki, na planie wyraźnie zabrakło dobrego oświetlenia, a sceny strzelanin zrealizowane w slow motion zahaczają o śmieszność. Do tego wszystkiego otrzymujemy szereg całkowicie absurdalnych sekwencji, jak chociażby ta rozgrywająca się na cmentarzu czy senna wizja zranionego Roja. Film nie ma spójnej konstrukcji, doskonale widać, że Jerzy Zalewski realizował całość z myślą o serialu, nakręcił wielogodzinny materiał, a następnie wybrane sceny pociął i ułożył z nich fabułę. Premiera pięcioodcinkowego serialu w przyszłym roku w Telewizji Polskiej.

„Historia Roja” to film nieudolny i fakt, że opowiada o ważnym temacie oraz fragmencie naszej historii, która była przez lata przemilczana, w żadnym wypadku go nie usprawiedliwia. Sama tematyka nie poniesie dzieła i film Jerzego Zalewskiego jest tego najlepszym przykładem. Zabrakło pomysłu oraz umiejętności. Reżyser długo walczył o wprowadzenie tego tytułu do kin i chociaż udało mu się wygrać z TVP i Polskim Instytutem Sztuki Filmowej (bardzo dobrze, że osiągnął swój cel!), to artystycznie poniósł porażkę. Teraz przed twórcą kolejna konfrontacja – jego dzieło będzie musiało obronić się przed publicznością kinową. Pytanie tylko, jak bardzo wymagający okażą się widzowie? Szkoda, że na dobry film o Żołnierzach Wyklętych musimy jeszcze poczekać.

Ocena społeczności: 3.8 Głosów: 4

Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać w telewizji

ZwińRozwiń

Logowanie

Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się.

×