Katastrofy górnicze _ ostatnia szychta

Polska 2007

11 września 1995 roku w kopalni Nowy Wirek w Rudzie Śląskiej doszło do tąpnięcia spągowego na głębokości 710 m. W okolicy pracowało 9 górników. Sztygar zginął na miejscu.

Reżyseria:Eliza Kowalewska

Czas trwania:50 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Dokument fabularyzowany

Katastrofy górnicze _ ostatnia szychta w telewizji

  • Eliza Kowalewska

    Reżyseria

  • Kuba Karyś

    Reżyseria

  • Radosław Dunaszewski

    Prowadzący

Opis programu

Każdy górnik wie, że jeśli na kopalni dojdzie do katastrofy, jego koledzy, jak najszybciej przyjdą mu z pomocą. Ta wiara pozwala przetrwać? 11 września w kopalni Nowy Wirek, na głębokości 710 metrów dochodzi do tąpnięcia, tzw. spągowego. Ten rodzaj tąpnięć jest najbardziej nieprzewidywalny i niebezpieczny. Ruch górotworu wypiera skały od spodu, powodując wyrzucenie maszyn i górników do góry. Kiedy pękają podpory, na całym odcinku tąpnięcia dochodzi do zwału chodnika, i zasypania znajdujących się tam ludzi. Tak stało się w Nowym Wirku. Siła ruchu górotworu wynosiła 3, 7 w skali Rychtera, przy takim częsieniu ziemi, rozpadaja się budynki. Na ścianie w momencie tąpnięcia pracowało 9 górników, sztygar zginął na miejscu ( zdążył jeszcze zadzwonić i powiadomić o trzęsieniu, znaleziono go przygniecionego taśmociągiem), o losie zasypanej ósemki, nic nie było wiadomo. Ratownicy przystąpili do akcji. 140 metrów zasypanego chodnika, nie dało się odgruzowywać inaczej, niż na kolanach, węgiel wynosząc na obudowach aparatów tlenowych. Po 13 godzinach, ekipa posunęła się zaledwie o 10 metrów. Próby nawiązaniach kontaktu z zasypanymi, nie dawały żadnego rezultatu. Elektroniczne urządzenia namierzające, umieszczone w hełmach zasypanych, nie dawały żadnej nadziei.. Po 24 godzinach akcji ratunkowej, pukając co kilka metrów w rurę wentylacyjną, usłyszano cichą odpowiedź. Za zwałami 130 metrów węgla, ktoś żył! Od tego momentu ratownicy ( ponad 60), wykonując ostre zmiany, w temperaturze ponad 30 stopni, rozpoczęli walkę o życie kolegów. Po trzech dobach posunięto się o 55 metrów, pozostawało 90 metrów, zasypane i zagruzowane złomem i maszynami górniczymi. Cały czas dochodziło do lekkich tąpnięć, co groziło kolejnym zawałem. Ilu górników przeżyło, nikt z ratowników nie wiedział. Praca odbywała się w skrajnie trudnych warunkach. W 80 centymetrowej szczelinie, ratownik do wiadra umieszczonego na linie wrzucał gruz. Szczelina powiększana była do 1, 5 metra. Górnicy zdecydowali się przebić do nieczynnego wyrobiska i przecinką dotrzeć w rejon nieobjęty zawałem.