Katastrofy morskie

Escape! Because Accidents Happen. Abandon Ship, USA 1998

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Film dokumentalny

Katastrofy morskie w telewizji

  • Tom Koch

    Autor

Opis programu

Kiedyś, gdy na morzach i oceanach królowały drewnianej konstrukcji żaglowce. Rozbitkowie z tonących okrętów nie mogli korzystać z szalup, tratew ratunkowych czy kamizelek. Jedynym sposobem utrzymania się na powierzchni wody było szybkie znalezienie deski, belki lub zmytej z pokładu beczki i zawierzenie im niepewnego losu. Nawet gdy statek rozbijał się na przybrzeżnych skałach, ludzie mieli marne szanse dotarcia do zbawczej plaży. Takich katastrof były krocie. Stosunkowo niedawno, bo na początku dziewiętnastego wieku, u brzegów hrabstwa Yorkshire tonęło podczas zimowych burz przeszło siedemset jednostek rocznie! Wynalazcy usilnie szukali sposobu bezpiecznego transportowania ludzi na ląd, ponad wrzącą kipielą. Pierwszym udanym urządzeniem ratującym życie marynarzom stał się moździerz Manby'ego z 1815 roku. Wystrzeliwał ku oddalonemu o kilkaset metrów wrakowi kulę z uwiązaną do niej liną ratunkową. Krótki odcinek sprężystego, plecionego rzemienia oraz staranne ułożenie zwojów zapobiegały zerwaniu liny. Po jej zamocowaniu na statku przez załogę, ratownicy przeciągali rozbitków na brzeg. Wynalazek kapitana Manby'ego ocalił życie tysiącom ludzi. Potem moździerzową kulę zastąpiono prochową rakietą o znacznie większym zasięgu. Problem ratowania ofiar katastrof rozgrywających się na pełnym morzu czekał nadal na rozwiązanie. W czasach wiktoriańskich opatentowano wiele dziwacznych, kuriozalnych urządzeń, a także jedno skuteczne - korkową kamizelkę ratunkową. Wczesne modele miały poważną wadę - brak podpory dla głowy i szyi. Spełniały swe zadanie, dopóki rozbitek był przytomny. Gdy zasłabł, zachłystywał się wodą i tracił życie. Wysoki, usztywniający głowę kołnierz współczesnych kamizelek zapobiega podobnym tragediom. Żadna kamizelka nie chroni jednak przed wychłodzeniem ciała.