Książka skarg i wniosków

Polska 2000

Autor filmu dociera do miejsc, w których zachowały się książki skarg i wniosków. Handlowcy wspominają czasy, w których wprowadzono je do sklepów.

Czas trwania:25 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Film dokumentalny

Książka skarg i wniosków w telewizji

  • Andrzej Barański

    Autor

Opis programu

Był sierpień 1980 roku. W Stoczni Gdańskiej trwał strajk, do którego przyłączało się coraz więcej zakładów pracy w całym kraju, ogarniętym gorączką protestów. Władze szukały jakiegoś wyjścia z groźnej dla siebie sytuacji. Józef Pińkowski zastąpił Edwarda Babiucha na stanowisku premiera. Znając rozwój dalszych wypadków, aż trudno uwierzyć, że pierwszym dokumentem, jaki wówczas podpisał, było rozporządzenie w sprawie Książek skarg i wniosków, obowiązkowo wiszących w placówkach handlowych, gastronomicznych i usługowych. Po dwudziestu latach autorowi filmu udało się dotrzeć tam, gdzie jeszcze trochę takich książek zachowano. I do sprzedawców, w których sklepach stanowiły one w przeszłości oręż rozsierdzonych klientów. Jeden z rozmówców Andrzeja Barańskiego wspomina, że książki skarg i wniosków wprowadzono w latach 60. pismem okólnym. Taka książka była drukiem ścisłego zarachowania. Nie można było usunąć z niej choćby jednej strony, nawet jeśli klient napisał na niej jawną i krzywdzącą nieprawdę. Istotnie, tak było, ale korzenie zeszytu wiszącego w sklepie - na sznurku, wraz z ołówkiem - sięgają w jeszcze dalszą przeszłość. Książki życzeń i zażaleń, bo tak się początkowo nazywały, pojawiły się około 1950 roku. Władza wygrała wtedy "bitwę o handel". Większość prywatnych sklepów zlikwidowano. Młodzi sprzedawcy z brygad ZMP rozpoczęli akcję współzawodnictwa. Książki miały umożliwić klientom ocenę ich pracy i zaostrzyć kontrolę społeczną. Potem ZMP przestało istnieć, o współzawodnictwie zapomniano, a książki pozostały. Musiały wisieć w miejscu widocznym i łatwo dostępnym dla klienta. Kontrolujący sklep, placówkę gastronomiczną lub usługową, zawsze do niej zaglądali. Niewiele z tego wynikało. Autorzy wpisów zazwyczaj otrzymywali jednobrzmiące, zdawkowe odpowiedzi. Sprzedawcom jednak groziły nagany i kary pieniężne. Dziś można się z tych książek śmiać, ale na początku lat 80. , kiedy brakowało dosłownie wszystkiego, były zmorą Bogu ducha winnych handlowców. Bywało - wspominają - że w przypadku, gdy zażaleń w zeszycie było zbyt dużo, prosili kogoś, by dla równowagi wpisał kilka pochwał. Zażaleń zaś było mnóstwo. Sfrustrowani ludzie, zmęczeni wiecznym poszukiwaniem podstawowych artykułów i pogonią za deficytowymi towarami, na kartkach książek skarg i wniosków odreagowywali złość. Czy wierzyli w skuteczność wpisu? W każdym razie otrzymywali grzeczną odpowiedź, a rzeczywistość skrzeczała dalej. Tłumy szturmem zdobywały domy handlowe, aż sypały się rozbite szyby. Dochodziło nawet do rękoczynów. Cierpliwy papier znosił wszystko. Kiedy po latach czyta się tamte wpisy, pokazujące absurdy, na jakie codziennie natykali się klienci i konsumenci w PRL, trudno uwierzyć, że działo się to nie tak dawno. Sytuacja się odwróciła. Dziś towarów jest pełno, pieniędzy w kieszeni niewiele. Czy jednak znaczy to, że nie miałby już racji bytu jakiś odpowiednik tamtych książek, którymi zajmowały się najwyższe władze państwowe w najgorętszym okresie naszej historii najnowszej? Scenariusz filmu powstał na podstawie artykułu Grzegorza Sroczyńskiego, opublikowanego na łamach "Gazety Wyborczej".