Mission: Impossible^II

Pierwsza część "Mission: Impossible" okazała się sukcesem i każdy, kto choć trochę zna zwyczaje panujące w Hollywood wiedział, że tylko kwestią czasu jest ogłoszenie, że rusza produkcja następnej części. Tym razem wszelako nie tylko czas grał tu decydującą rolę. O ile odtwórca głównej roli, Tom Cruise, od początku był chętny do współpracy, to kłopoty pojawiły się, gdy rozpoczęły się poszukiwania reżysera. Oliver Stone wycofał się, mimo wcześniejszych ustaleń, i cały projekt stanął pod znakiem zapytania. Wtedy, Tom Cruise, również jeden z producentów filmów rzucił magiczne nazwisko: John Woo. Czarodziej kina akcji z Hongkongu, który na amerykańskim bruku zasłynął dreszczowcem "Bez twarzy" po początkowych wahaniach propozycję przyjął. Nie obyło się oczywiście bez drobnego skandalu, bowiem pewny siebie Azjata już na wstępie targnął się na świętość, czyli film, od którego wszystko się zaczęło. O pierwszej części nakręconej przez Briana De Palmę wyraził się, że "nie bardzo rzucił mnie na kolana" i rozpoczął zdjęcia w swoim stylu. Nad australijskim buszem rozszalały się helikoptery, a każde ujęcie przygotowywane było tak pieczołowicie i z dbałością o najmniejszy drobiazg, że po kilku tygodniach do Los Angeles wysłany został fax z prośbą o powiększenie budżetu o marne 30 milionów dolarów. Księgowi oczywiście odmówili, zaś Woo ogłosił, że robi najtrudniejszy film w swojej karierze. Bohaterem jest znany nam już Ethan Hunt (Tom Cruise), specjalista od misji niemożliwych, którego rządowa agencja odwołuje z zasłużonego urlopu, aby odnalazł tajemniczą substancję, którą podstępnie zawładnął zdrajca z własnych szeregów. Hunt kompletuje ekipę i wyrusza do akcji. Pierwszym etapem jest Hiszpania, gdzie mieszka bardzo atrakcyjna złodziejka (Thandie Newton), która może naprowadzić agentów na trop złoczyńcy. Czyż trzeba dodawać, że Hunt nie pozostanie obojętny na jej wdzięki. Ale czasu na miłostki nie ma zbyt wiele. Złoczyńca zagraża ludzkości, więc łowy trwać muszą dalej. Niektóre jego sekwencje po prostu zapierają dech w piersiach.