Podróż do Sundance

"Po co tu jesteśmy? Aby dać szansę, stworzyć poczucie przynależności. Chodzi nam o rozwój, porozumienie i wsparcie" - te słowa Roberta Redforda, inicjatora Festiwalu Filmowego Sundance wciąż są aktualne. Ale czy słynna impreza nadal pozostaje głównym ośrodkiem kina niezależnego? Od blisko dwudziestu lat toczy się zażarta dyskusja na temat filmu niezależnego. Krytycy twierdzą, że został on już "skażony" Hollywood. Dowodzą, że debiutantom coraz trudniej przebić się i zaistnieć w coraz bardziej hermetycznym środowisku kina niezależnego. Trójka takich filmowców-żółtodziobów postanowiła poszukać odpowiedzi na pytanie, czym jest dzisiaj kino niezależne. Punktem docelowym ich wędrówki było oczywiście Sundance. Doroczna pielgrzymka ludzi X muzy do zimowego kurortu w stanie Utah pozwala przyjrzeć się z bliska peryferiom Fabryki Snów. Film daje okazję zbliżenia się do jednego z najważniejszych ośrodków współczesnego kina, jednocześnie poddaje pod rozwagę kwestie dotyczące jego aktualnej kondycji. Twórcy "Podróży do Sundance" zadali sobie trud odwiedzania festiwalu przez pięć kolejnych edycji. Na każdej pytali znanych twórców o problemy i wyzwania, jakie stają dziś przed ich branżą. "Niezależne kino to sztuka i dusza tego, co robimy. Przesuwamy granicę, bo tak powinniśmy" - przekonywał Chaz Palminteri, podczas gdy Cliff Curtis utrzymywał, iż kluczowy jest brak ściśle określonych zasad, których należałoby się trzymać. Zapytany o Sundance Aidan Quinn przekonywał z kolei, że z dawnej Mekki niezależnego kina zdążyło przemienić się w "Hollywood z dodatkiem śniegu". W dokumencie pojawili się też m.in. Jennifer Aniston, Javier Bardem, Jake Gyllenhaal i Vin Diesel.