Sarajewo, moja miłość

Sarajevo, mon amour, Francja 2011

Most nad rzeką o nazwie Miljacka to miejsce, gdzie każdego roku 18 maja składa się hołd miłości. W 1993 r. zginęła tu para 25-latków. Próbowali oni jedyną drogą uciec z ogarniętego wojną Sarajewa.

Reżyseria:Frederic Tonolli

Czas trwania:55 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Film dokumentalny

Sarajewo, moja miłość w telewizji

  • Frederic Tonolli

    Reżyseria

  • Frederic Tonolli

    Zdjęcia

  • Jean Michel Dunyach

    Muzyka

Opis programu

Most nad rzeką Miljacka to miejsce, gdzie co roku 18 maja składa się hołd miłości. Ona miała na imię Admira. On Boko. Ona była Bośniaczką. On Serbem. Mieli po 25 lat. Kochali się. Wojna w Sarajewie trwała już rok. Bośniaccy Serbowie wspierani przez wojska dawnej Jugosławii jeszcze przez ponad dwa lata będą plądrować miasto, zabijając łącznie 12 tysięcy cywilów. Para zakochanych to tylko dwa nazwiska na długiej liście zabitych. Admira i Boko zginęli, gdy próbowali przekroczyć most Vrbanja - jedyną drogę ucieczki z miasta. Nie żądali wiele. Chcieli po prostu żyć, ciesząc się miłością. Znaleziono ich martwych. Obejmowali się ramionami. Był 18 maja 1993 roku. Nikt nie chciał zabrać ciał kochanków. Nie chciał albo nie mógł, ani Serbowie, ani Bośniacy, ani nawet błękitne hełmy. Jedni zrzucali winę na drugich. Nikt też nie zawiadomił rodziców o ich śmierci. Nikt nie przyszedł powiedzieć, co się stało. Ich ciała leżały tam dziewięć dni. Dopiero Kurt Schork, amerykański dziennikarz napisze depeszę, która obiegnie świat i da początek legendzie o parze sarajewskich kochanków. W Góry Dynarskie wrócił pokój. Sarajewo powoli się odbudowuje. Jednak blizny w sercach jego mieszkańców goją się powoli. Zijah i Nera - rodzice Admiry - odmierzają czas tykaniem zegara i przekładaniem kartek albumu ze zdjęciami. "Każda matka uważa swoje dziecko za najpiękniejsze, ale Admira naprawdę była wyjątkowa. Wysportowana, wysoka, miała zielone oczy i prześliczne włosy. Była otwarta na świat. Wiedziała, czego chce. Umiała postawić na swoim". Dziś po zakochanych został tylko album ze zdjęciami. Strony pełne nadziei i uśmiechów. Ostatnie beztroskie chwile spędzone w kraju, który wtedy jeszcze nazywano Jugosławią. Zbudowana na gruzach II wojny światowej Jugosławia rzeczywiście mogła wydawać się cudem. Była mostem między wschodem a zachodem. W bośniackiej stolicy, Sarajewie, żyli obok siebie muzułmanie, Serbowie, Chorwaci, Żydzi i Cyganie. Nad miastem zgodnie górowały kościelne dzwonnice i minarety. "Byliśmy Jugosłowianami" - mówi ojciec Admiry. "Nie przywiązywaliśmy wagi do koloru skóry, religii, przynależności etnicznej. Dobrze mi się żyło pod rządami Tity. Wierzyłem, że taka Jugosławia ma przyszłość". Nera, matka Admiry, odwiedza czasem ich dawny dom. Otwiera furtkę szczęśliwych wspomnień. Jej mąż nie chce tam wracać. W ogrodzie rozrosły się chwasty i zapuszczone krzaki róż. "Ilekroć tu wracam, przypomina mi się nasz dawny, szczęśliwy dom. Patrzę na kasztanowiec, który posadziła Admira. Była wtedy jeszcze malutka. Drzewo wyrosło piękne. Dzieci bawiły się w ogrodzie z kolegami. Mąż pracował na miejscu, w warsztacie. Mieszkaliśmy tu 30 lat". Pamięć o sarajewskich kochankach żyje w liściach kasztanowca i w sercach ich bliskich: rodziny i przyjaciół z dzieciństwa. Film był prezentowany na wielu festiwalach. Dzieje tej miłości pokazała również niedawno w swoim debiucie reżyserskim Angelina Jolie.