Takiego pięknego syna urodziłam

Polska 1999

Reżyser zapisał na taśmie nie tylko prawdę o sobie. Stworzył też swego rodzaju "portret rodziny", bez skrupułów ukazując piekło, które stworzyli sobie nawzajem domownicy.

Czas trwania:30 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Film/Film dokumentalny

Takiego pięknego syna urodziłam w telewizji

Opis programu

Ładnym był dzieckiem, kiedy się urodził. Miał trochę krzywe - ułańskie - nóżki, ale z czasem mu się wyprostowały. A teraz? Jest kretynem, miernotą bez wyobraźni, półgłówkiem, idiotą, draniem, szubrawcem, pieprzonym szmaciarzem, beztalenciem, wiecznym studentem. Nie zdał na biologię. Psim swędem dostał się bez egzaminu na AGH. Potem przez trzy lata za ciężkie pieniądze studiował socjologię. Wreszcie dostał się na Wydział Operatorski. I teraz jest zasranym operatorem z bożej łaski. Z braku wyobraźni łazi z kamerą po domu, wciska ją w każdy kąt i nie daje spokoju. Tak rodzice, a zwłaszcza matka, nie przebierając w słowach oceniają syna, Marcina Koszałkę, a zarazem i sobie wystawiają świadectwo. Umieszczając kamerę w krakowskim mieszkaniu rodziców, z którymi ciągle jeszcze żyje pod jednym dachem, Koszałka zapisał jednak na taśmie nie tylko prawdę o sobie. Stworzył również swego rodzaju "portret rodziny we wnętrzu". Straszny to portret. Matka, najczęściej w papilotach i papierosem w dłoni, spokojniejsza jest tylko wówczas, gdy wspomina moment narodzin chłopca i jego najwcześniejsze dzieciństwo, lub gdy z troską dostrzega, co czas i życie zrobiły z ciałem tamtego dziecka, gdy dorosło i zaczęło się starzeć. Poza tym ciągle krzyczy na syna i na męża, beszta ich i poniża, udręczona oboma. Ojciec próbuje się odgryzać lub w pokorze znosi wrzaski kobiety, to znów dzielnie jej sekunduje w nieustannym oskarżaniu syna o wszystko, co najgorsze: tracenie pieniędzy, rozbijanie samochodów, balowanie z dziwkami... Prawda Marcina Koszałki o jego bliskich wydaje się nie całkiem prawdziwa. Sprowokował przecież rodziców kamerą, wyzwolił ich niechęć, protest, agresję. Tropieni - bronią się, rzucając słowa jak kamienie. Tyle że chwilami jednak zapominają o obecności bezwzględnego urządzenia w rękach bezwzględnego operatora. I wówczas matka także krzyczy. Aż chce się zawołać: na litość boską, dosyć! Odpowiedź i niejako zadośćuczynienie zdaje się kryć w ostatniej sekwencji filmu.