"303. Bitwa o Anglię" [RECENZJA]. Opowieść o męstwie, bohaterstwie, absurdzie wojny i dziejowej podłości

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Prospect3 / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
fot. Prospect3 / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
„303. Bitwa o Anglię” to pierwszy z dwóch filmów o Dywizjonie 303, które na ekranach kin pojawią się w sierpniu 2018 roku. Nim widzowie będą mieć okazję zobaczyć buńczucznie zapowiadany obraz „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”, do kin trafia brytyjsko-polska produkcja pt. „303. Bitwa o Anglię”, gdzie w rolach głównych pojawili się Iwan Rheon, Milo Gibson oraz Marcin Dorociński. Zapraszamy do lektury recenzji.

"303. BITWA O ANGLIĘ" RECENZJA

To swoisty chichot historii; Polacy przez długie lata nie potrafili zebrać się do realizacji filmu o Dywizjonie 303, a jak już się udało, to… na podobny ruch zdecydowali się Brytyjczycy. Co prawda z polskim wsparciem, ale zawsze. I w ten oto sposób, na przestrzeni dwóch tygodni, do kin zostaną wprowadzone dwa filmy o polskich lotnikach służących w RAF podczas II Wojny Światowej.

Bałem się „303. Bitwy o Anglię”. Szczerze to przyznaję. Bałem się, ponieważ filmografia reżysera Davida Blaira to mieszanka seriali, filmów telewizyjnych oraz produkcji niskobudżetowych, których już same opisy nie wyglądały zbyt zachęcająco. Na szczęście, patrząc na „303. Bitwę o Anglię”, okazało się, że Szkot jest całkiem niezłym rzemieślnikiem, który opanował operowanie na ograniczonych budżetach.

Siłą „303. Bitwa o Anglię” jest historia. Pozbawiona zbędnej martyrologii opowieść o Polakach walczących dla brytyjskiej armii to jeden wielki manifest antywojenny, uwypuklający, że ci faceci za sterami samolotów, poza tym, że uznano ich za bohaterów, byli przede wszystkim pionkami w jednej wielkiej rozgrywce politycznej. Oczywiście, walczyli za swoją i naszą wolność, lecz wystarczyło jedno pstryknięcie palcami, aby wyrzucić ich na śmietnik historii. Już samo pokazanie tej dziejowej podłości stanowi jedną z wartości obrazu Davida Blaira.

Fabularnie mamy do czynienia z dość solidnym scenariuszem, gdzie znajdziemy i charyzmatycznych bohaterów, jak i pełną akcji oraz napięcia opowieść o ludziach, których pozbawiono młodości, rodzin oraz finalnie godności. Scena, w której jeden z bohaterów uświadamia sobie, że zabity rówieśnik narodowości niemieckiej tak naprawdę niewiele się od niego różni, jest nie tylko bardzo wymowna, ale przede wszystkim zapada w pamięć. Blair docenia heroizm Polaków, ale nie robi tego na klęczkach. W pewnym momencie wręcz skupia się wyłącznie na absurdzie wojny, czyli czymś, co jest aktualne także dzisiaj.

O ile chyba dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że Iwan Rheon, Milo Gibson oraz Marcin Dorociński prezentują się więcej niż solidnie, tak jeszcze lepsze wrażenie robi drugi plan. Filip Pławiak czy Adrian Zaremba już są docenieni na krajowym podwórku, ale czapki z głów przed Radosławem Kaimem. Aktor z polskich produkcji zniknął wiele lat temu i teraz można powiedzieć tylko jedno: szkoda. Czuć, że jest w nim głód dobrych ról i trzymam kciuki, aby mógł jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła.

„303. Bitwa o Anglię” to typowo męska produkcja, gdzie kobiety są jedynie dodatkiem, czymś w rodzaju ozdoby. Dlatego ubolewam nad kreacją Stefanie Martini. Urodzona w 1990 roku aktorka przepięknie wygląda na ekranie, ale… jej bohaterka jest zwyczajnie zbędna. Więcej, postać Phyllis Lambert wnosi do historii niepotrzebny dramatyzm, chaos i widać, że jest wprowadzona wyłącznie po to, aby można było odhaczyć jakikolwiek wątek miłosny.

I w tym momencie komplementowanie się kończy, ponieważ przechodzimy do kwestii technicznych, a tutaj już tak dobrze nie jest. Większość scen batalistycznych oraz efektów specjalnych to istna katorga dla oczu. Wyglądają gorzej niż przeciętne gry komputerowe rodem z lat 90., a miejscami ocierają się o śmieszność. Kino wojenne wymaga ogromnych nakładów finansowych i jeżeli coś ma wyglądać, to trzeba na to wyłożyć grube brytyjskie funty. Nie ma innej rady. Szkoda, że zdecydowano się na tak brzydki romans z green screenem i fatalnymi efektami komputerowymi, bo na dobrą sprawę „303. Bitwa o Anglię” mogłaby się bez tego obejść. Równie komicznie wygląda dubbing Iwana Rheona – kłuje w uszy oraz infantylizuje bohatera.

„303. Bitwa o Anglię” to projekt, na który fetyszyści efektów specjalnych oraz dobrych scen balistycznych raczej nie będą patrzeć przychylnym okiem, ale jeżeli skupimy się na prezentowanej historii, to otrzymujemy całkiem solidną opowieść o męstwie, bohaterstwie oraz niesprawiedliwej rzeczywistości. Gorzki oraz nieprzesadzony film. I to go ratuje.

Ocena: 6/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"303. BITWA O ANGLIĘ" JUŻ W KINACH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn