"X-Men Geneza - Wolverine". Poznajemy przeszłość Rosomaka [RECENZJA]

Logan żyje już 200 lat. Jest praktycznie niezniszczalny, a jego ostre pazury znaczą ślady w kolejnych starciach i wojnach. Niezwykłe umiejętności mutanta zainteresowały rzecz jasna armię USA i Logan stał się częścią programu Broń X. Wysyłany jest na kolejne wojny, by bezwzględnie eliminować przeciwników polityki spod znaku gwiaździstego sztandaru… Logan, alias Rosomak, ma jednak skrupuły i pozostały w nim resztki uczuć – zaczyna się buntować przeciw rozkazom despotycznego zwierzchnika, Strykera.

Fani serii ostrzyli sobie, nomen omen, kły i pazury na obraz odsłaniający przeszłość Logana. To wszak ekranizacja komiksu „Weapon X”, który wśród fanów cieszy się ogromną popularnością – nic dziwnego, nie jest bowiem rysunkową opowieścią dla dzieciaków, ale lekko oniryczną próbą pokazania głębokich psychologicznych rozterek stworzenia napiętnowanego innością. Ci, którzy czekali na podobny obraz, niewątpliwie się głęboko rozczarowali… Gavin Hood zaserwował im typowo popcornową pulpę, pełną akcji i krwawych (ale nie zanadto, trzeba dbać o kategorię wiekową) scen. Nie ma tu miejsca na psychologię i moralne wahania. To paradoksalnie i minus, ale i plus tej produkcji: psychologia w komiksowym wydaniu rzadko sprawdza się na ekranie, a tak mamy przynajmniej jasną sytuację – miała być czysta rozrywka i taka właśnie jest!

W zestawieniu z pierwszymi dwoma mrocznymi obrazami serii, sygnowanymi przez Bryana Singera, „X-men Geneza: Wolverine” wypada blado, na tle słabej trzeciej części jednak błyszczy. To przyzwoite kino akcji z wątkiem science fiction, dobrą obsadą (w rolę Rosomaka wcielił się rzecz jasna Hugh Jackman) i niezłymi efektami specjalnymi. Świetnie sprawdzi się jako czysta rozrywka, natomiast miłośnicy serii i samego komiksu pewnie będą mieli twórcom wiele do zarzucenia. Klapa z pewnością to jednak nie była, o czym świadczy blisko 400 milionów „zielonych” na koncie…

Beata Cielecka

"X-Men Geneza - Wolverine"

WRÓĆ DO PROGRAMU TV