„Kos” [RECENZJA]. Polskie kino historyczne wstaje z kolan. Wielkie i krwawe widowisko

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Łukasz Bąk / materiały prasowe TVP
Polskie kino historyczne to gatunek, jaki wielu widzów spisało na straty. Nie ma w tym niczego dziwnego, w końcu ileż można oglądać wtórne i siermiężne filmy, które nasączone są patosem? Na szczęście co jakiś czas pojawiają się przebłyski na zmianę, a najlepszym dowodem na to, że o historii Polski można opowiadać z pomysłem oraz pazurem jest „Kos” w reżyserii Pawła Maślony, który jest jednym z najlepszych filmów w stawce konkursowej 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.

Spis treści

„Kos” będzie hitem?

Informacja o tym, że powstaje film o Tadeuszu Kościuszce, jakiś czas temu rozpaliła nadzieje wielu widzów. Zapowiadano wysokobudżetowy projekt o polskim bohaterze, ale chyba nikt się nie spodziewał, że „Kos” będzie zrealizowany w takiej formie, w jakiej finalnie się prezentuje. Pierwsze skojarzenie, które rzucało większość krytyków po seansie: kino Quentina Tarantino. I nie ma w tym przesady.

Jest 1794 rok. Do Polski niedawno wrócił ze Stanów Zjednoczonych generał Tadeusz „Kos” Kościuszko, któremu towarzyszy przyjaciel i były niewolnik, Domingo (Jason Mitchell). Kościuszko przyjechał w konkretnym celu; planuje wzniecić powstanie przeciwko Rosjanom, jednak najpierw do swoich działań i walki o Polskę musi namówić szlachtę, a to łatwe nie będzie, bo z zapijaczonymi mordami, przekonanymi o własnej wyjątkowości, trudno rozmawiać o tym, że muszą uwolnić chłopów i umożliwić im walkę ramię w ramię, aby działania miały sens.

Opowieść o Polsce

I właściwie o tym jest to film. O Polsce właśnie. Tej, której przeminęła, jest i zapewne będzie, bo chociaż czasy się zmieniają, to mentalność ludzka często pozostaje niezmienna. „Kos” to opowieść o klasizmie, życiu w poczuciu wyższości oraz według maksymy zastaw się, a postaw się. Zachlana i umorusana błotem szlachta, która bawi się do upadłego kosztem innych, to protoplaści postaci pokroju Wiesława Wojnara z „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego. Filmowy Kościuszko właściwie będzie musiał walczyć podwójnie, bo przyjdzie mu się zmierzyć nie tylko w ruskim wrogiem, ale też z polskimi panami, którym trzeba dosadnie wytłumaczyć, jak wygrywa się wojny.

Honor przed ojczyzną?

Swoją drogą, monolog rosyjskiego rotmistrza, Dunina (Robert Więckiewicz), zastanawiającego się, czemu Polacy zawsze stawiają honor nad ojczyzną, to jeden z najmocniejszych punktów filmu. Dunin, chociaż przerysowany do granic możliwości, w wykonaniu Więckiewicza nie staje się karykaturą, a obrazem zła wcielonego i bestią zdolną do wszystkiego. Z dzisiejszej perspektywy, gdy Rosjanie napadli na Ukrainę, wszelkie pogadanki o mateczce Rosji, która musi niańczyć inne słowiańskie kraje, są kwintesencją imperialistycznego rosyjskiego spojrzenia spojrzenia na świat. Dzisiaj tak samo aktualne jak dawniej.

Wyborny scenariusz

„Kos” jest wybornie napisany. Michał A. Zieliński miał świetny pomysł, żeby o Kościuszce opowiedzieć w sposób, jakiego nie sugeruje tytuł. Kościuszko nie jest w centrum tej opowieści, tylko raczej na jej uboczu. W pewnym momencie ekran przejmuje inny wątek, a Kościuszko obserwuje, milczy, przeraża się i zastanawia się: co z tą Polską? To wszystko oczywiście nie udałoby się bez reżysera, który miał wizję oraz odwagę, aby ten szalony skrypt przenieść na ekran. Na szczęście Paweł Maślona, który już „Atakiem paniki” udowodnił, że lubi wymykać się konwenansom, miał filmowe jaja, aby chwycić tę opowieść za rogi i zrobić z niej bezkompromisowe kino, które ogląda się niczym najlepszy western. Co prawda w momencie, gdy akcja zostaje niemalże zamknięta w jednym pomieszczeniu, napięcie i dynamika lekko siadają, ale krwawy i spektakularny finał powinien wszystko wynagrodzić.

Jason Mitchell kradnie show

Jacek Braciak świetnie sprawdza się jako Kościuszko, ale widowisko kradnie Jason Mitchell. Amerykański aktor stworzył wspaniałą kreację człowieka, który zderza się z inną kulturą, lecz szybko przekonuje, że różnice między tym, co go spotkało w Stanach Zjednoczonych, a tym, co dzieje się w Polsce są w zasadzie jedynie kosmetyczne. Wspaniałe widowisko daje także Piotr Pacek, który bawi się swoim bohaterem, a miejscami gra komicznie, jak z jakiejś francuskiej komedii o arystokracji. Przyglądajcie mu się uważnie, bo to jeden z najciekawszych młodych polskich aktorów.

Warto obejrzeć „Kosa”?

„Kos” pokazuje, że o polskiej historii można opowiadać bez zadęcia i z dystansem. Paweł Maślona nie boi się kontrowersji, tworząc wielkie i krwawe widowisko, w którym jest wiele prawdy o nas samych. Polskie kino historyczne wstaje z kolan. Warto zobaczyć „Kosa” na wielkim ekranie.

Ocena: 7/10
Krzysztof Połaski

„Kos” [RECENZJA]. Polskie kino historyczne wstaje z kolan. W...

„Kos” [RECENZJA]. Polskie kino historyczne wstaje z kolan. Wielkie i krwawe widowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn