Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodzież ma kłopoty, bo dorośli zawiedli

Magdalena Kozioł
Po kwietniowym egzaminie uczniowie mają prawo mieć żal do dorosłych
Po kwietniowym egzaminie uczniowie mają prawo mieć żal do dorosłych Fot. 123rf
Do dobrego liceum nie wszyscy się dostaną. Sprawdzając prace, komisja popełniła błędy.

Dzisiaj kończy się pierwszy etap rekrutacji do szkół średnich. Już wiadomo, że nie będzie sprawiedliwy.
To między innymi dlatego, że w testach gimnazjalnych, które uczniowie pisali 22 kwietnia, aż roi się od błędów. I nie chodzi o złe odpowiedzi samych uczniów, ale o błędy, jakie popełnili egzaminatorzy. Efekt? Mniej punktów za test, a co się z tym wiąże, mniejsze szanse na miejsce w wymarzonej szkole.
Po tym, jak 12 czerwca ogłoszono wyniki sprawdzianu, do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej zgłosiło się dwustu uczniów zaskoczonych niską liczbą zdobytych punktów. Aż w 40 przypadkach okazało się, że to uczniowie, a nie egzaminatorzy mieli rację. To aż jedna piąta weryfikowanych prac!

Chodzi m.in. o zadanie nr 22, w którym gimnazjaliści mieli wskazać, w jaki sposób malarz Józef Szermentowski uzyskał wrażenie głębi w obrazie pt. "Stary żołnierz i dziecko w parku". Uczniowie mieli posłużyć się przynajmniej jednym terminem wiedzy o sztuce.
- Ci, którzy użyli słów "światło" i "barwa" przy pierwszym sprawdzaniu testów nie dostali punktów. Za drugim razem dostawali nawet po trzy - dziwi się Renata Kałuża, dyrektor Społecznego Gimnazjum Optimum przy ul. Rybackiej we Wrocławiu.
To między innymi jej uczniowie musieli prosić o ponowne sprawdzenie prac, by doczekać się sprawiedliwej oceny.

Okręgowa Komisja Egzaminacyjna nie widzi w tym problemu. Tłumaczy, że błędy, owszem, mogły się pojawić, ale 40 prac to i tak niewiele w porównaniu z liczbą 34 tysięcy wszystkich uczniów. Tyle że o zweryfikowanie oceny poprosiło tylko 200 uczniów. Nie wiadomo, na ile rzetelnie egzaminatorzy ocenili prace pozostałych.
Na wybór dobrej szkoły raczej nie mają co liczyć także ci uczniowie, którzy polegli na egzaminie, bo nie omówili w szkole "Syzyfowych prac" i "Kamieni na Szaniec". To aż 409 gimnazjalistów z 15 szkół na Dolnym Śląsku.

Mogą czuć się oszukani przez urzędników. Dostali wprawdzie od OKE specjalne zaświadczenia, że nie omówili lektury, ale w praktyce dokumenty te nic nie znaczą. Szkoły średnie nie chcą ich bowiem honorować. Nie mają jak, bo o przyjęciu do konkretnej szkoły nie decyduje dyrektor, ale system komputerowy.
- Dyrekcja szkoły jest ubezwłasnowolniona - twierdzi Izabela Koziej, dyrektor IX LO przy ul. Piotra Skargi we Wrocławiu. - Obowiązuje nas regulamin naboru elektronicznego i musimy się do niego stosować.
- Chcielibyśmy pomóc tym uczniom, ale na razie nie wiemy jak - rozkłada ręce Michał Głowacki, dyrektor III LO przy ul. Składowej. - Może przy drugim naborze będą wolne miejsca i wtedy moglibyśmy uwzględnić zaświadczenia - zastanawia się.
Lecz w drugim naborze o miejsce w szkole znacznie trudniej. Do tego nie mogą uczestniczyć w nim wszyscy, lecz tylko ci, którzy nigdzie nie dostali się przy pierwszej rekrutacji.

Juliusz Piłasiewicz, ojciec Barnaby, który wybiera się do XIV LO, jednego z najlepszych we Wrocławiu, czeka na rozwój sytuacji.
- Wiem, że mają być tworzone dodatkowe miejsca w klasach - mówi z nadzieją.
Lilla Jaroń, dyrektor wydziału edukacji w urzędzie miejskim, nie kryje, że wielu uczniów na takie wyjście nie może liczyć. Klas w nieskończoność powiększać nie można - każda może liczyć co najwyżej 32 uczniów.
Barbara Milewska z biura prasowego Ministerstwa Edukacji Narodowej nie wierzy, że tegoroczni absolwenci gimnazjów będą mieli kłopoty z wyborem dobrej placówki. Resort bagatelizuje problem. A dla uczniów, którzy padli ofiarami niekompetencji dorosłych, ma jedną radę - wysyła ich do gorszych szkół.
- W tych placówkach, które mają mniejsze powodzenie i mniejszą renomę, każdy chętny znajdzie sobie miejsce - usłyszeliśmy wczoraj w ministerstwie.

Uczniowie mają problem ze zdobyciem miejsca w dobrej szkole, tymczasem nauczycieli, którzy nie omówili z nimi na czas obowiązkowych lektur nie spotkają żadne konsekwencje. Sankcji spodziewać może się jedynie dyrektorka Zespołu Szkół Społecznych z Wołowa, która poleciła nauczycielom, by podczas egzaminu przeczytali uczniom ściągnięte z internetu streszczenie lektur. Sprawą zajmuje się komisja dyscyplinarna w kuratorium.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska