Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święty Jan i Jan Bo

Tomasz Rozwadowski
Fenomen popularności Lady Pank potwierdził się w świętojańską noc w Gdańsku
Fenomen popularności Lady Pank potwierdził się w świętojańską noc w Gdańsku Fot. Grzegorz Mehring
Tegoroczny plenerowy koncert świętojański w Gdańsku zapowiadał się oryginalnie, bowiem zespół Lady Pank wystąpił na estradzie przy Targu Węglowym z orkiestrą symfoniczną, po raz pierwszy w trwającej już od 1982 roku karierze.

Można było mieć obawy co do jakości i w ogóle zasadności takiego pomysłu, ale gdańska publiczność najwyraźniej zaakceptowała poprockowe przeboje w orkiestrowych aranżacjach.

Wspólne występy i nagrania zespołów rockowych z orkiestrami mają bardzo długą tradycję, datującą się od samych niemal początków rocka, gorzej jest jednak z artystyczną jakością tego typu przedsięwzięć. Często są one oceniane jako próby nobilitacji muzyki popularnej, pretensjonalnego przydania sobie powagi.

Gitarzysta Jan Borysewicz, lider i twórca muzycznej strony całego prawie repertuaru Lady Pank, mówił przed koncertem, że od lat marzył o tym, by usłyszeć swoje kompozycje w innej oprawie. Jeśli tak, to misja została wypełniona - doskonale znane szlagiery pokazały nieco inne oblicze. Nie tracąc największego atutu, czyli przebojowości.

Trudno się temu dziwić. Zespół od początku swego istnienia został pomyślany przez Jana Borysa i autora tekstów Andrzeja Mogielnickiego jako fabryka hitów. Było to nowością w polskim rocku, który, głównie zresztą ze względu na niechętny stosunek komunistycznych władz do tej muzyki, prawie od początku swojej historii miał w naszym kraju antysystemowy posmak.

Dwaj panowie postanowili z tą otoczką zerwać i tworzyć świadomą siebie i pozbawioną zażenowania komercję. I to się udało. Ich piosenki, chwytliwe i gładkie, ze sprytnie zamarkowanymi pozorami głębi w tekstach, ale zawsze nienaganne od strony warsztatowej, podobają się od ponad ćwierćwiecza. "Minus 10 w Rio", "Mała Lady Punk" i "Mniej niż zero" to, czy chcemy tego, czy nie, niezaprzeczalne hity, słuchane i akceptowane przez masową widownię.

Gdańska orkiestra, złożona z młodych muzyków i prowadzona przez równie młodego Andrzeja Szczypiorskiego, wyszła z tej próby obronną ręką, brzmiąc raczej jak zespół rozrywkowy niż symfoniczny. Co prawda można się było poczuć jak na festiwalu w Opolu w latach 70., ale melodiom wcale to nie zaszkodziło.

Najtwardszy orzech do zgryzienia miał niewątpliwie wokalista Janusz Panasewicz, który musiał się przestawić ze śpiewu rockowego na estradowy, ale i on w tej konwencji nie raził. Publiczność zagłosowała nogami, gromadząc się tłumnie na gdańskim placu, i z pewnością właśnie o to chodziło zespołowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki