Tymczasem uważam, że punkt wyjścia jest zawsze bardzo prosty: skoro się udało w Gdyni, dlaczego by się nie miało udać w Łodzi? Niestety, nie mamy morza. Ważny, ale niejedyny, problem to oczywiście brak odpowiednich miejsc: od hali koncertowej po plenery. Przeszkodą jest też niewytworzenie tradycji sukcesów tego rodzaju imprez, a co za tym idzie opinia o złym mieście, w którym mieszka niezainteresowana sztuką publiczność. Każdy z tych elementów to składnik prawdy o Łodzi - koncertowej pustyni.
Myślę jednak sobie, że być może najważniejszym nieszczęściem naszego miasta jest brak ogólnej chęci, by coś się działo. Jakby wszyscy, którzy o czymkolwiek decydują, byli zadowoleni, że się nic nie dzieje, bo wtedy nie ma kłopotów. Nie widzę chęci zmian zarówno u urzędników władających miastem, jak i właścicieli firm, prezesów przedsiębiorstw i instytucji, biznesmenów. Każdy robi to, co bezpieczne, czyli bez ryzyka i rozmachu. Efekt: coraz więcej polskich miast Łodzi "ucieka". Prezydent Kropiwnicki nie musi jechać do USA - wystarczy, że pojechałby do Gdyni, by przekonał się, na jakiej festiwalowej prowincji żyjemy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?