Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wiem, czy zostanę

Michał Lizak
Saso Filipovski
Saso Filipovski Marcin Oliva Soto
Rozmowa z Saso Filipovskim, trenerem PGE Turowa Zgorzelec.

Bardziej Pan czuje, że wygrał srebro czy raczej przegrał złoto?

Trudno mi wciąż bez emocji mówić o tym finale - żyliśmy nim przez kilkanaście dni i mimo że się już skończył, to ja cały czas czuję się tak, jakbyśmy nadal grali. Potrzebuję jeszcze parę dni, by dojść do siebie. Wiadomo, jaka była sytuacja - złoto było naprawdę blisko, bardzo go chcieliśmy, dzieliło nas od niego kilka piłek, kilka dobrych zagrań w obronie czy w ataku. Ale w życiu jest tak, że czasem też się przegrywa.

I takie porażki, po zaciętej walce, bolą chyba najbardziej?

To prawda. Ale też są one potrzebne. Bo dopiero dzięki nim docenia się zwycięstwa i sukcesy. To był dla nas ciężki, ale świetny sezon. Jestem szczęśliwy, bo graliśmy fajną koszykówkę, godnie reprezentowaliśmy Polskę w Europie. Było pierwsze miejsce w sezonie regularnym, w play-off przegraliśmy najmniej spotkań. Zabrakło tylko tego jednego zwycięstwa - w ostatnim meczu. Mimo wszystko mogę powiedzieć, że to srebro jest naszym sukcesem.

Przy prowadzeniu 2-0 spodziewał się Pan, że wszystko może się tak skończyć?

Ani przez moment nie pomyślałem, że jest już po wszystkim. Po tych meczach powiedziałem graczom, że w Sopocie będzie bardzo ciężko, że nie można szykować się do fetowania. Z drugiej strony to świetnie, że braliśmy udział w najbardziej emocjonującym finale od lat. To była wspaniała rywalizacja - dla kibiców, telewizji, dziennikarzy. Dla koszykówki. A ja jestem dumny ze swoich graczy, bo wiem, że daliśmy z siebie wszystko.

Wydawało się, że w najgorszej sytuacji byliście, jadąc do Sopotu na mecz numer 6. Tam było łatwiej wygrać niż u siebie, w decydującym starciu?

Przed wyjazdem do Sopotu byliśmy na siebie strasznie źli. Każdy z trzech meczów - 3, 4 i 5 - mogliśmy wygrać. A nagle stanęliśmy pod ścianą. Dlatego motywacja była naprawdę wielka. Poza tym w stu procentach zrealizowaliśmy wszystkie założenia. I to wszystko dało zwycięstwo. W siódmym meczu nie udało się tego powtórzyć. Widać mistrzostwo nie było nam pisane.

Co przesądziło o ostatecznej wygranej Prokomu?

Różnica była tylko w jednym elemencie - doświadczeniu. Nam go po prostu zabrakło. W Turowie jedynie Drobnjak ma na koncie mistrzostwo, wiele razy grał w finałach. W Prokomie takich graczy jest dużo więcej. A w kluczowych meczach o taka stawkę to ma znaczenie. Slanina, Gurović czy Masiulis już takie pojedynki wygrywali. Dla naszych zawodników to nowe przeżycie.

Gdyby Pan przyznawał tytuł MVP finałów, to komu by go Pan wręczył?

Najlepszym graczem finałów został Filip Dylewicz i to jest dobra decyzja. Pokazał, że jest świetnym skrzydłowym - nawet na poziomie Euroligi - a w ostatnich rozgrywkach dojrzał i zrobił kolejne postępy.

Milan Gurović i Donatas Slanina zarabiają w Sopocie po milionie dolarów za sezon. Pana zdaniem są warci tych pieniędzy?

Jak się ma takie pieniądze, to można je płacić. Każdy trener ściąga takich zawodników, na jakich może sobie pozwolić. A raczej na jakich pozwala budżet. Poza tym ktoś, kto zdobywa 36 punktów w kluczowym meczu o mistrzostwo, i to na wyjeździe, najlepiej pokazuje, czy zasługuje na swoją pensję.

Co jest dla Pana cenniejsze - udział w finale 8. europejskiego Pucharu ULEB czy też srebro w ekstraklasie?

Trudno to porównywać. Człowiek ma w dłoni pięć palców, ale nie można powiedzieć, który jest dla niego ważniejszy. Tak samo jest z sukcesami.

W swojej karierze przeżywał Pan już - jako trener - takie emocje, jak w tym finale?

Byłem w różnych sytuacjach. W Olimpiji Ljublajna, grając w finale, wiedziałem, że nie mogę przegrać. Tam jesteś skazany na sukces, musi być tytuł, bo wicemistrzostwo to przegrana. Tutaj było inaczej - to my atakowaliśmy złoto. Ale siedem meczów to rzeczywi-ście niepowtarzalne emocje.

W PGE Turowie takiej presji nie było?

Była. Bo rok temu też był finał i wszyscy chcieli czegoś więcej. A tym razem byli dużo trudniej. Po pierwsze - musieliśmy udowodnić, że tamten sukces to nie przypadek, że na niego zasłużyliśmy i potrafimy powtórzyć. Po drugie - teraz doszła gra w Europie, podróże, tysiące kilometrów w autokarach i samolotach. Teraz naprawdę jest po czym odpoczywać.

"Chcę zatrzymać w Zgorzelcu trenera Filipovskiego, bo wiem, że te medale to jego zasługa" - tak twierdzi prezes PGE Turowa, Piotr Waśniewski. Co Pan na to?

Dziękuję za te słowa, ale ja też doskonale wiem, że to nie jeden człowiek osiąga sukces. Dobrego trenera robią dobrzy gracze i świetni asystenci. I ja to miałem w Zgorzelcu. Pracowałem z ludźmi o dobrych charakterach, którzy chcą i potrafią ciężko pracować. A do tego wiedzą, że najważniejszy jest zespół.

Ucieka Pan od pytania - czy zostanie Pan w Zgorzelcu na kolejny sezon?

Jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Do mnie jeszcze nie doszło, że jest już po sezonie. Na razie muszę wrócić do domu, porozmawiać z rodziną, sprawdzić, jakie są inne oferty. Poza tym ważna będzie propozycja PGE Turowa, wysokość budżetu, organizacja klubu. Jest wiele czynników, które wezmę pod uwagę. Dlatego na razie mogę odpowiedzieć tylko w jeden sposób: nie wiem, czy zostanę w Zgorzelcu.

W jednym z wywiadów, tuż po ostatnim meczu, powiedział Pan: "zobaczymy, co tu osiągnie mój następca". Zabrzmiało to tak, jakby już Pan wiedział, że żegna się z PGE Turowem!

Pamiętam tę odpowiedź. Na pytanie, czy srebro to sukces czy porażka powiedziałem, że będzie to można ocenić dopiero po tym, co zrobi mój następca. I nic innego nie miałem na myśli. Żadnej decyzji jeszcze nie podjąłem.

A ma Pan propozycję z innych klubów?

Wiem, że jakieś zainteresowanie moją osobą jest, ale konkretów na razie brak. Do tej pory liczyła się tylko walka o złoto.

Pana zdaniem jeszcze raz - tak jak przed rokiem - uda się zatrzymać najlepszych graczy i wzmocnić drużynę, czy też latem czeka Turów przebudowa składu?

To zależy przede wszystkim od naszego budżetu oraz od celów, jakie mamy wypełnić. No i przede wszystkim ofert z innych klubów dla naszych graczy. Wszyscy zrobili krok do przodu, wszyscy są bardzo interesujący dla wielu klubów. I na pewno są drożsi.

Kogo chciałby Pan zatrzymać za wszelką cenę?

Wielu zostawiłbym w składzie swojego zespołu, ale żadnych nazwisk nie wymienię. Każdy, kto zna tę drużynę, pewnie bez większych problemów ich wskaże.

Przed rokiem transferowym strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie Davida Logana z Polpharmy Starogard Gdański. Czy w tym roku jest taki zawodnik w naszej lidze, którego widziałby Pan u siebie?

Są tacy. Ale i w tym wypadku nie podam ich nazwisk, bo przez to tylko trudniej ich pozyskać - agenci momentalnie podbijają cenę. Przyglądamy się wielu zawodnikom z Polski i - jeśli zostanę - na pewno będziemy z nimi rozmawiać.

Jakie ma Pan plany na wakacje?

Na pewno na dwa tygodnie wyjeżdżam z rodziną do Chorwacji, potem razem wrócimy do Słowenii. Po takim sezonie ten odpoczynek jest niezbędny, ten czas należy się także moim bliskim, bo od pół roku liczyła się tylko koszykówka. Teraz będzie czas dla nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska