Chodzi o kontrolę dotyczącą przetargu na sprzedaż powiatowego szpitala w Pucku, którą CBA przeprowadziło na przełomie tego i ubiegłego roku. CBA odpowiada: to pomówienia, a starosta nie wnosił wcześniej żadnych zastrzeżeń. Sprawa nabrała rozgłosu, gdy trafiła do premiera Tuska, a stamtąd do minister Julii Pitery.
Jak już pisaliśmy w "Polsce Dzienniku Bałtyckim", pierwszy raz dwóch agentów CBA w starostwie pojawiło się w piątek 19 października 2007 roku. Panowie przyszli tuż przed zamknięciem urzędu i wręczyli staroście upoważnienie, na mocy którego mieli przez kilka miesięcy kontrolować przetarg na sprzedaż tutejszego szpitala. Przetarg budził wówczas w powiecie mnóstwo kontrowersji, plotkowano, że może być ustawiony.
- Agenci przedłożyli mi upoważnienie, które oczywiście podpisałem - mówi starosta Artur Jabłoński.
Agenci z dokumentami pojawili się ponownie w starostwie w środę 28 listopada. Już od ponad miesiąca trwały w Pucku czynności kontrolne. Ludzie CBA przyjeżdżali do miasta, sprawdzali papiery, rozmawiali z urzędnikami...
- To byli ci sami funkcjonariusze, którzy stanęli przede mną w październiku - mówi Jabłoński.
Wtedy to właśnie goście mieli mu podsunąć do podpisania taki sam dokument, który przywieźli ze sobą miesiąc z okładem wcześniej. Tym razem pod upoważnieniem widnieć miał oryginał podpisu, a nie jak wcześniej faksymile szefa CBA. Biuro chciało w ten sposób sprostować "oczywistą pomyłkę pisarską" - jak to określa rzecznik CBA Piotr Kaczorek. W nowym piśmie poprawiono bowiem datę zakończenia kontroli z 15 stycznia 2007 roku na 15 stycznia 2008 roku.
- Nieprawdą jest, by funkcjonariusze sugerowali staroście jakiekolwiek zmiany dat - odpiera zarzuty Kaczorek.
Starosta był mocno zaskoczony wypowiedzią rzecznika.
- Agenci musieli na mnie poczekać pół godziny, bo miałem służbowe obowiązki - mówi. - Siedzieli i pili kawę w gabinecie sekretarza urzędu Janusza Łęgowskiego. Był tam Andrzej Sitkiewicz z Zarządu Powiatu. Obaj byli świadkami rozmowy z agentami, którzy wyraźnie wywierali na mnie presję i próbowali nakłonić do złamania prawa.
Po długiej dyskusji z agentami starosta ostatecznie nowe upoważnienie parafował, ale umieścił na nim dopisek "otrzymałem 28 listopada 2007". Potem zasięgnął opinii u radcy prawnego, bo nie wiedział, jak się zachować wobec dziwnej postawy funkcjonariuszy. Prawnik zasugerował, by całość opisać zwierzchnikowi CBA, czyli premierowi.
- Miałem mieszane uczucia, czy w ogóle zawracać tym głowę premierowi - mówi Jabłoński. - Usłyszałem jednak o podobnym zdarzeniu z udziałem CBA. To przeważyło, wysłałem list do premiera.
CBA twierdzi, że wszystko odbyło się w zgodzie z normami prawa, a sama kontrola była legalna. Starosta ma wątpliwości i chce, by wyjaśnił je premier. Przypomnijmy, że kontrola przetargu na sprzedaż szpitala skończyła się w styczniu tego roku. CBA uznało, że nie doszło do naruszenia prawa.
Sam przetarg nie został rozstrzygnięty.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?