"Tak" w... urzędzie

Renata Bożek
Coraz więcej Polaków rezygnuje z białej sukni, kościelnej ceremonii i wesela. Zadowala się przysięgą w urzędzie stanu cywilnego.Dlaczego? Mówią dr Piotr Szukalski, demograf, i dr Jacek Kochanowski, socjolog.

Renata Bożek: W 1999 roku na ślub cywilny zdecydowało się 31 proc., a pięć lat później już 44 proc. par (GUS). W 2007 co druga para we Wrocławiu i w Gdańsku zawarła ślub w USC. Rekord padł w Warszawie, tu do USC poszło aż 70 proc. nowożeńców.

Piotr Szukalski: Trzeba ostrożnie podchodzić do danych. Można sądzić, że taka popularność ślubów cywilnych to oznaka osłabienia katolicyzmu. Ale sam znam dwie pary, które najpierw zawarły ślub cywilny, bo przygotowanie wesela trwa nawet dwa lata. A z urzędu już po miesiącu można wyjść z papierem: jesteśmy małżeństwem. Korzyści? Wspólne opodatkowanie i kredyt na mieszkanie. A potem można spokojnie zająć się przygotowaniem ślubu kościelnego i wesela.

Jacek Kochanowski: Ślub cywilny kosztuje znacznie mniej niż kościelny. Ale większe znaczenie niż pieniądze mają zmiany kulturowe i obyczajowe: wzrastająca akceptacja rozwodów, mieszkania razem bez ślubu, wychowywania dzieci w konkubinatach.

W Europie Zachodniej młodzi zbuntowali się przeciwko tradycji i zasadom, które wyznawali "starzy", już w latach 60. XX wieku. U nas dzieje się to teraz. Przejawem odrzucenia świata babć, cioć i rodziców jest decyzja: "Nie chcę ślubu w kościele".

Postawienie na swoim, często wbrew woli rodziny, to też demonstracja indywidualności, nonkonformizmu. Czyli czegoś, co nasza kultura szczególnie ceni. Wystarczy włączyć telewizor czy otworzyć kolorowe pismo, żeby przekonać się, że bohaterami masowej wyobraźni nie są ci, którzy są tacy sami jak wszyscy, ale ci, którzy czymś się wyróżniają.
Ale w małych miasteczkach i wsiach ludzie wolą się wyróżnić, podjeżdżając pod kościół bryczką lub wypuszczając przed kościołem stado białych gołębi, niż idąc do urzędu stanu cywilnego.

J.K.: Zmiany obyczajowe zaczynają się w dużych miastach, bo tam większa anonimowość pozwala nie przejmować się tym, co ludzie powiedzą. Wielu młodych przenosi się do Warszawy czy Gdańska nie tylko z powodu studiów i pracy, ale też dlatego, że chce żyć inaczej. Ślub cywilny to jeden z dowodów, że ich styl życia odbiega od tego, na który napatrzyli się w dzieciństwie. W małej miejscowości para, która nie planuje ślubu kościelnego, znajdzie się pod presją krewnych i sąsiadów: "Wasze dzieci będą wytykane palcami", "Nie róbcie nam wstydu". Nic więc dziwnego, że ulegnie presji otoczenia.

P.S.: Na wsi 81-82 proc. nowożeńców zawiera małżeństwa wyznaniowe, w miastach powyżej 100 tys. jedynie 63-64 proc. To wielka różnica. Ale okazuje się, że ważne jest też, z jakiego województwa pochodzą nowożeńcy. W Podkarpackiem 80 proc. ślubów to śluby kościelne, ale w Zachodniopomorskiem tylko 61 proc.!

Generalnie na obszarach dawnych Ziem Odzyskanych zawiera się najmniej małżeństw kościelnych. Te różnice tłumaczy się większą laickością, a wręcz antyklerykalnością mieszkańców. Mówi się też, że wysoki poziom bezrobocia i ubóstwa wiążą się z mniejszą chęcią ponoszenia kosztów związanych z religijną ceremonią.

W mojej rodzinnej wsi chłopak z porządnej rodziny wziął ślub cywilny i twierdzi, że oszczędności woli przeznaczyć na budowę domu niż na ślub kościelny i wesele. Nikt się tym nie oburza, choć jeszcze kilka lat temu sąsiedzi plotkowaliby, że to wstyd.

J.K.: Polska wieś nie jest oderwana od reszty świata. Coraz więcej osób studiuje, wyjeżdża za granicę, ogląda seriale, w których sympatyczni bohaterowie żyją bez ślubu, więc zaczyna brać pod uwagę inne style życia niż ten, który widzą u sąsiadów i kuzynów. Zaczynają się zastanawiać: "Czy chce się nam urządzać tę weselną szopkę, czy lepiej wziąć cywilny, a pieniądze wydać na mieszkanie?".

Przeceniamy też religijność Polaków. Coraz częściej chodzenie do kościoła nie ma nic wspólnego z głęboką wiarą. Chodzi się do kościoła: żeby sąsiedzi nie gadali, rodzice nie marudzili albo by pokazać nową fryzurę.

Laicyzacja to proces nie do zatrzymania. Możliwe więc, że nawet na wsiach, gdzie śluby kościelne wciąż przeważają, nie chodzi o przysięganie w imię Boga, ale o uroczystą oprawę ceremonii, na której państwo młodzi poczują się jak bohaterowie bajki, filmowani i fotografowani przez profesjonalistów.

Do roku 1989 w opinii większości Polaków ślub w kościele był tym "prawdziwym". Z tegorocznych badań CBOS wynika, że choć wciąż tak myśli 33 proc. badanych, to niemal tyle samo (32 proc.) uważa, że rodzaj ślubu jest bez znaczenia, a decyzja powinna należeć wyłącznie do młodych.

J.K.: Przybywa też osób, które akceptują pary mieszkające bez ślubu. Ludzie przyzwyczajają się do tego, do czego muszą. Widzimy, jak wiele par się rozwodzi, zdajemy sobie sprawę, że nas też to może spotkać, słyszymy koszmarne historie o sprawach rozwodowych, więc nic dziwnego, że chcemy uniknąć takich sytuacji. Jeśli syn mówi rodzicom: "Wprowadziła się do mnie narzeczona", to oni pytają: "Macie zamiar się pobrać?". Ale nie robią dramatu, gdy słyszą: "Zobaczymy", bo córka sąsiadki też mieszka z chłopakiem i nie myślą o ślubie.

Rozumiem taką postawę u niewierzących. Ale zdziwiłam się, gdy znajoma praktykująca katoliczka bez zażenowania przyznała, że weźmie tylko cywilny, bo chce sprawdzić, czy bycie razem im wyjdzie. Jeśli okaże się, że wszystko gra, wezmą kościelny, jeśli nie - rozwód.

P.S.: Nie wrzucajmy wszystkich katolików do jednego worka. U nas coraz więcej osób uprawia "wolny" katolicyzm, czyli przestrzega tylko tych zasad, które im pasują.

J.K.: Dzisiaj żaden ślub nie da gwarancji, że partner, który wydaje się wspaniały, za kilka lat nie stanie się kimś obcym. Co wtedy? Coraz bardziej naturalnym rozwiązaniem jest rozstanie. Nie tylko dla ateistów. Gdy rozmawiam z przyjaciółmi ze Stanów i mówię: "Szkoda, że wam nie wyszło. Byliście taką fajną parą", oburzają się: "Jak to nam nie wyszło? Przez siedem lat byliśmy świetną rodziną, mamy wspaniałe dzieci, wciąż się lubimy i jesteśmy sobie wdzięczni za wspólny czas".

U nas takie podejście jest rzadkością. Zamiast myśleć o tym, jak najlepiej przystosować się do zmian, narzekamy, że rozpowszechnienie ślubów cywilnych to oznaka upadku rodziny. Tymczasem dla ludzi coraz ważniejsza jest jakość życia razem i to, w jaki sposób się rozstają. W Stanach ludzie, którym nie układa się w związku, zanim złożą pozew rozwodowy, idą na terapię małżeńską, a jeśli już decydują się na rozwód, to też idą na psychoterapię, żeby rozstać się w zgodzie i nie mieć poczucia zmarnowanych lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl