"Prokurator". Cezary Kosiński – chcemy i możemy robić świetne seriale [WYWIAD]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
Na planie serialu „Prokurator” mieliśmy okazję porozmawiać z Cezarym Kosińskim, który od piątego odcinka będzie kreował postać technika policyjnego, Grzegorza Polaka. Z aktorem porozmawialiśmy o tym, dlaczego do tej pory nie realizowano w Polsce takich produkcji jak „Prokurator” oraz o specyfice zawodu technika policyjnego. Oprócz tego, Cezary Kosiński zdradził plany TR Warszawa na najbliższą przyszłość, czyli serial teatralny według Ignacego Karpowicza oraz musical na podstawie tekstu Doroty Masłowskiej.

Cezary Kosiński to aktor, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Publiczność kojarzy go z ról filmowych oraz telewizyjnych; przez kilka lat wcielał się w postać doktora Jacka Mejera w serialu „Na dobre i na złe”. Pracę przed kamerą godzi z pracą na deskach teatralnych; w ubiegłym sezonie powrócił do stałego zespołu TR Warszawa i zagrał w spektaklu Grzegorza Jarzyny pt. „Męczennicy”.

W kogo Pan się wciela w serialu „Prokurator”?

Gram technika policyjnego, Grzegorza Polaka. Moja postać pojawia się w piątym odcinku i przejmuje stanowisko bohatera, którego wcześniej kreował Janusz Michałowski. Grany przez niego „Dziadek” zwyczajnie odchodzi na emeryturę. Polak jest określany mianem ciut dziwnego człowieka, ale będącego dobrym fachowcem. Na pewno próbuje być godnym następcą „Dziadka” i zostaje w serialu do dziesiątego odcinka.

Czyli do samego końca.

Mam nadzieję, że to nie koniec i będziemy kręcić kolejne sezony. Scenariusz „Prokuratora” jest świetny. To, co mnie najbardziej zaciekawiło, to przede wszystkim fakt, że składa się z oryginalnych historii. Człowiek nie ma wrażenia, że to już gdzieś widział w jakimś innym serialu bądź filmie. To unikalne opowieści, które dodatkowo są doskonale napisane. Mamy wszystkie składniki dobrego kryminału – jest zaskoczenie, makabra oraz humor. Wydaje mi się, że to wszystko jest wyważone i widzowie będą usatysfakcjonowani.

Każdy z odcinków opowiada osobną historię?

Tak, każdy z epizodów przedstawia osobne śledztwo dotyczące innej zbrodni. Oczywiście każda z tych historii znajduje w tym samym odcinku swoje rozwiązanie. Niezmienny jest główny bohater, czyli prokurator Proch (Jacek Koman – przyp. red.) oraz komisarz Kielak kreowany przez Wojtka Zielińskiego. Ta dwójka jest stałym elementem serialu, jest ukazywane także ich życie prywatne, które jest dosyć ciekawe, bogate, tajemnicze, a nawet zaskakujące. Pojawia się też postać granego przeze mnie technika policyjnego, jest patolog grana przez Magdę Cielecką, a także szefowa Procha i to wszystko są postacie stałe, obecne, jeżeli nie we wszystkich, to w większości odcinków.

Czym ten scenariusz wyróżnia się na tle scenariuszy innych polskich seriali z policją w tle? Widać, że przykładał do niego rękę specjalista od kryminałów?

Zdecydowanie. Zarówno Zygmunt, jak i Wojtek, zadbali o to, żeby te historie były spójne pod względem dramaturgicznym i kryminalnym, przez co są gęste oraz ciekawe. Co mnie jeszcze cieszy, to fakt, że produkcja bardzo profesjonalnie podchodzi do realizacji. Na planie mamy specjalistę od policyjnych spraw – Jacka Redę, który czuwa nad tym, żebym nie popełnił jakiegoś błędu i żeby to wszystko wyglądało prawdopodobnie. Nie mogliśmy dopuścić do sytuacji, w której widz poczułby się oszukany. Chyba najlepszą rekomendacją tego scenariusza jest fakt, że gdy go otrzymałem i zacząłem czytać pierwszy odcinek ze swoim udziałem, to się tak wciągnąłem, że od razu przeczytałem również pozostałe. Co najlepsze, bracia Miłoszewscy nie są osobami, które są bardzo przywiązani do słów. Można z nimi negocjować i niektóre elementy dopracowywać już podczas realizacji, aby finalnie wszystko jeszcze lepiej brzmiało i wyglądało. Język musi być żywy.

Czy spotykał Pan się z technikami policyjnymi i miał możliwość porozmawiania z nimi oraz podpatrzenia ich pracy?

Tego wszystkiego mogłem nauczyć się na planie od naszego eksperta. Jako, że jest z nami prawdziwymi technik policyjny, to nie musimy się niczego obawiać.

Jacek Reda to chyba najbardziej rozpoznawalny technik policyjny w Polsce. Zagrał w ogromnej ilości filmów i seriali. Rozumiem, że tutaj też pojawia się przed kamerą?

Oczywiście, Jacka nie mogło zabraknąć i też jest z nami. Należy pamiętać, że w prawdziwej pracy policyjnej nie ma się do czynienia tylko z jednym technikiem. To cały sztab ludzi, który zabezpiecza miejsce zbrodni. Gdy pomieszczenie tego nie umożliwia, to wtedy faktycznie jest jedna osoba, ale w większości przypadków jest to jednak cała ekipa. Sprzęt, jakiego się używa przy oględzinach, robi wrażenie, jest go naprawdę sporo, przez co mój bohater zawsze ze sobą ma dwie, dość ciężkie walizki, w których są aparaty fotograficzne, proszki, płyny, środki do zabezpieczania odcisków palców czy folie. Czasem tego sprzętu jest jeszcze więcej. Ten etap zabezpieczenia miejsca zdarzenia jest kluczowy. Nie można niczego przegapić. Dopiero, gdy technicy skończą swoją pracę, na miejsce są wpuszczeni śledczy oraz prokurator.

Jak bardzo realizacja takiego serialu jak „Prokurator”, który ma zamknięty dziesięcioodcinkowy sezon, różni się od realizacji takiego serialu jak chociażby „Na dobre i na złe”, w którym miał Pan okazję grać kilka lat temu?

„Prokurator” jest realizacyjnie bliższy pracy nad filmem fabularnym. Drugą rzeczą są tematy, jakie poruszamy w serialu. W przypadku „Prokuratora” wymagały one większych nakładów pracy, to nie jest sytuacja w której bohaterowie rozmawiają o tym „czy chcesz kawę lub herbatę?”, nie jest to serial o codzienności. Inną kwestią jest rozwój bohaterów, te postacie z odcinka na odcinek ewoluują i taka sytuacja jest dla aktora najlepsza.

W ostatnim czasie otrzymuje Pan coraz więcej propozycji aktorskich, zarówno w filmie, jak i w telewizji. Czy to oznacza, że pojawiło się nowe pokolenie twórców, które nie tylko ma pomysł na naszą kinematografię ale także pisze ciekawsze scenariusze?

Bez wątpienia. Wydaje mi się, że polskie kino zaczyna odchodzić od swojej dawnej bolączki, czyli rozmieniania się na drobne i telenowelowego ukazywania rzeczywistości. Nie mówię, że telenowele nie są potrzebne. Są, mają stałe i liczne grono widzów, którzy zżywają się z bohaterami, chcą przeżywać ich losy, a czasem wręcz traktują ich jak członków swoich rodzin. Ale obok tego powinny funkcjonować produkcje robione z większym rozmachem. Mamy przecież dostęp do takich hitów jak „Breaking Bad”, Gra o tron", czy choćby świetne „Fortitude”, przez co też chcemy robić takie seriale. I coraz częściej odnoszę wrażenie, że nie tylko chcemy ale i możemy. Podstawą oczywiście jest scenariusz, od tego się zaczyna. Fakt, że takich scenariuszy pojawia się coraz więcej cieszy, bo to oznacza, że polskie produkcje będą coraz lepsze.

W ubiegłym sezonie powrócił Pan do stałego zespołu TR Warszawa i od razu zachwycał Pan – obok Justyny Wasilewskiej – swoją rolą w spektaklu Grzegorza Jarzyny pt. „Męczennicy”. Czy w drodze są jakieś nowe projekty, które będzie można zobaczyć na scenie przy Marszałkowskiej?

Rzeczywiście, w marcu mieliśmy premierę „Męczenników”. Teraz szykuje się kolejna rzecz i mimo tego, że nie będę w niej grał, to ją serdecznie polecam. Będzie to „Możliwość wyspy” Michela Houellebecqa w reżyserii debiutantki, Magdaleny Szpecht. Bardzo ciekawa propozycja. Oprócz tego, Ignacy Karpowicz chce swoje „Balladyny i romanse” zaadaptować na potrzeby teatralne i stworzyć z tego odcinkowy spektakl. Taki trochę serial teatralny, którego kolejne odsłony będą wystawiane przez cały sezon. Natomiast jeżeli chodzi o mnie, to będę wciąż gościnnie grał w Teatrze Narodowym, co zapewne pochłonie większość mojego czasu w sezonie i co ciekawe, to również będzie sztuka na podstawie tekstu Ignacego Karpowicza, a dokładnie „Ości” w reżyserii Pawła Miśkiewicza. Ogromnie się cieszę z tej produkcji, bo wydaje mi się, że to będzie niezwykłe spotkanie.

Czyli teraz dzieli Pan swoje teatralne życie zawodowe pomiędzy dwie sceny.

Nie tylko. W Och Teatrze wystawiamy "Pocztówki z Europy" oraz „Upadłe anioły”, w Teatrze Imka pojawiam się w przedstawieniu „Henryk Sienkiewicz. Greatest Hits”, w Teatrze Buffo w sztuce „Boeing, Boeing”, gościnnie gram też w Teatrze Powszechnym w „Nieskończonej historii” Piotra Cieplaka, więc na brak pracy narzekać nie mogę. Natomiast rzeczywiście po latach wróciłem do TR Warszawa i czuję, że to właśnie tam jest moje miejsce. Mam ten komfort, że gościnnie mogę grać wszędzie, ale jeszcze zdradzę, że szykujemy w TR na wiosnę naprawdę dużą produkcję.

Nowy projekt Grzegorza Jarzyny?

Dokładnie. To chyba nie tajemnica, bo już od jakiegoś czas wiadomo, że czekamy na nowy tekst Doroty Masłowskiej i ma to być musical.

Musical na podstawie Masłowskiej? Brzmi interesująco!

Bardzo, dlatego mam nadzieję, że wszystko się uda. To produkcja, przy której jest zaangażowany niemal cały zespół i jeżeli nic się nie zmieni, to wiosna będzie pod znakiem tego właśnie projektu. Jeżeli nie zdążymy, to w najgorszym wypadku trzeba będzie przesunąć ten projekt na kolejny sezon, ale miejmy nadzieję, że tak się nie stanie.

Do tego plany przeniesienia TR Warszawa do nowej siedziby.

Tak, to prawda. Plany mamy bardzo ambitne. Cztery nowoczesne sceny w samym sercu stolicy to wielkie wyzwanie ale i frajda. Zapowiada się ciekawie. A tymczasem zapraszam do siedziby przy Marszałkowskiej 8. We wrześniu gramy "Męczenników", "Nietoperza" i "Drugą Kobietę". Do zobaczenia.

Rozmawiał Krzysztof Połaski

[email protected]

CZYTAJ TAKŻE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn