"Król rozrywki". Muzyka gra, Hugh Jackman śpiewa i jest fajnie [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora Imperial Cinepix
fot. materiały prasowe dystrybutora Imperial Cinepix
Uwielbiam filmy, po obejrzeniu których na mojej twarzy rysuje się szeroki uśmiech i to nawet wtedy, gdy są pełne niedoskonałości. Właśnie tak mam z "Królem rozrywki", musicalową propozycją doskonałą na końcówkę roku. No po prostu morda mi się cieszy, a w głowie nucę sobie soundtrack.

"Król rozrywki" to musical luźno oparty na biografii P.T. Barnuma, uważanego za jednego z ojców showbiznesu. Słowo "luźno" jest kluczem, bo w zasadzie wszystko działa tutaj na zasadach umowności, a przez początkowe etapy życia Barnuma (Hugh Jackman) przechodzimy wręcz w tanecznym stylu. Gra muzyka, wszyscy śpiewają i jest fajnie – chyba takie motto podczas realizacji tego filmu miał Michael Gracey, dla którego "Król rozrywki" jest reżyserskim debiutem.

Ckliwe to strasznie i przewidywalne od początku do końca, a ponadto każdy z aktorów gra na inną nutę, jednak jest w tym jakiś urok. Hugh Jackman to klasa sama w sobie, Zac Efron tradycyjnie "efroni", czyli tańczy, śpiewa, recytuje, ale nie potrafię nie lubić tego gościa, a Zendaya ma zdecydowanie za mało scen. Zresztą w ogóle kobiece role w "Królu rozrywki" zostały napisane jakby na siłę; jedynie Rebecca Ferguson dostaje szerokie pole do popisu, chociaż finalnie twórca i tak spłyca jej bohaterkę do rozhisteryzowanej pindzi, ale już Michelle Williams została potraktowana wyłącznie jako element scenografii.

Pewnie w tym momencie powinienem rozpisywać się o kolejnych bolączkach "Króla rozrywki", ale to wszystko traci na znaczeniu, gdy szalona trupa cyrkowa Barnuma zaczyna swoje show. I to jest widowisko, za które można pokochać musicale. Już pal licho rozmach czy świetną choreografię, ale w tych występach są emocje, jest energia oraz mocne uderzenie, dające motywacyjnego kopa. Do tego piosenki brzmią tak dobrze, że naprawdę długo nie potrafią wyjść z głowy... Wiem, co piszę.

"Król rozrywki" wygląda trochę jak filmowy odpowiednik "Glee", bo przesłanie jest identycznie: hola, hola, wszyscy jesteśmy dziwakami. Jest w tym pewna doza naiwności, ale to kupuję, bo szalenie to ciepłe i miłe dla oka. No dobra, nie zapisze się ten film w historii kina, nie będzie kolejnym "La La Land", ani też nie opowiada o cyrku w tak przejmujący sposób co niedocenione "Chocolat", ale seans dał mi ogromną radość. Takie łatwe, proste i przyjemne kino, gdzie ścieżka dźwiękowa robi robotę. Do tego stopnia, że aż miałem ochotę dołączyć do roztańczonej obsady, a musicie uwierzyć mi na słowo, że ja i taniec to nie jest raczej miły widok.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"KRÓL ROZRYWKI" W KINACH OD 29 GRUDNIA

Recenzja została pierwotnie opublikowana 29 grudnia 2017 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn