"Nowe oblicze Greya" [RECENZJA]. Filmowe przygotowanie do życia w rodzinie, korek analny i "będę brał cię w aucie"

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe dystrybutora United International Pictures
fot. materiały prasowe dystrybutora United International Pictures
"Nowe oblicze Greya", czyli filmowe przygotowanie do życia w rodzinie. Urocza familia Grey'ów powróciła, inaczej być nie mogło. Hajs się musi zgadzać, a korek analny musi znaleźć się na swoim miejscu. Sprawdźcie recenzję filmu "Nowe oblicze Greya".

Zaczyna się iście sielankowo; piękny ślub, ona kocha jego, on ją, Boże jacy oni piękni! Następnie podróż poślubna do Paryża, bo to przecież najromantyczniejsze miejsce na świecie. Bang, randka na rowerze, Luwr, Wersal, jakaś kolacyjka w uroczej knajpce - tak trzeba żyć. O takich randkach można tylko pomarzyć. Ech, i jak tutaj nie kochać pana Greya?

Wszystko co dobre, niestety kiedyś się kończy i zaczynają się pierwsze problemy. Najpierw Ana nie chce zmienić adresu email na ten z nowym nazwiskiem, bo nie chce stracić tożsamości, ale potem nowożeńcy napotkają na większe problemy, wszak dawny znajomy będzie chciał się zemścić. Ciężko jest lekko żyć.

Fabuła "Nowego oblicza Greya" jest pretekstowa, a większość scen wygląda jedynie jak przerywnik miedzy kolejnymi sekwencjami seksu (a to na stole, a to w aucie, a to w pokoju rozrywki) oraz lokowaniem produktu marki Audi. A jak już pojawia się jakiś urywek scenariusza, to jest naprawdę kretyński i pełen nieścisłości, czego apogeum osiągamy w pełnym napięcia finale, który rozwiązano w góra dwie minuty! To się nazywa budowanie napięcia.

Poza Dakotą Johnson, która chętnie pozbywa się kolejnych elementów odzieży, oraz Jamie Dornanem, który wciąż udaje wstydnisia i nawet tyłkiem ledwo świeci, na ekranie nikt inny nie ma znaczenia. Co prawda są inni aktorzy, ale trudno odnieść odmienne wrażenie niż to, że są jedynie elementem scenografii.

Nudne i przewidywalne to strasznie, ale lepsze niż "Ciemniejsza strona Greya". Tutaj chociaż są skrawki fabuły, a całość się dość bezboleśnie ogląda (chociaż klapsów brakuje, jeżeli już o bólu mowa), jest ociupinka humoru, a na deser całkiem niezły, popowy soundtrack. No, poza fragmentem, gdzie śpiewa sam Christian Grey. W końcu nowe oblicze, c'nie?

Koniec końców triumfuje rodzina, a kobieta przejmuje kontrolę nad swoim mężem - oj, do bólu konserwatywne, ale czy mogło być inaczej? "Nowe oblicze Greya" to nic więcej niż przeciętne kino, o którym po seansie mało kto będzie pamiętał. Idealny tytuł, aby w chwili nudy obejrzeć go kiedyś na VOD.

Ocena: 4/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"NOWE OBLICZE GREYA" W KINACH OD 9 LUTEGO

Recenzja została pierwotnie opublikowana 9 lutego 2018 roku.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn