"Podatek od miłości". Ten podatek warto zapłacić! I to z odsetkami [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. Robert Pałka / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
fot. Robert Pałka / materiały prasowe dystrybutora Kino Świat
Walentynki coraz bliżej, więc sezon na komedie romantyczne czas rozpocząć. Dopiero co na ekranach mogliśmy oglądać nieudolnego „Narzeczonego na niby”, a już kina szturmuje kolejny kom-rom – „Podatek od miłości”. Warto obejrzeć?

„Podatek od miłości” otwiera scena treningu bokserskiego; w zwolnionym tempie oglądamy, jak Klara (Aleksandra Domańska) zadaje kolejne ciosy, trzyma gardę, robi uniki, zupełnie tak, jakby za chwilę miała zawalczyć z całym światem. Potem spokojnie idzie do szatni, natychmiastowo robi się na bóstwo i z podniesioną głową mija stado spoconych „byczków”, wyglądających jak część obsady nowego filmu Patryka Vegi.

Twarda babka – pomyślicie. Nic bardziej mylnego, bo chociaż Klara pracuje w Urzędzie Skarbowym, a jej życiowym partnerem jest wiecznie naćpany hipster (Tomasz Włosok), który najchętniej wyruszyłby parostatkiem w piękny rejs, to jednak blondwłosa pani słoik ma swoje zmartwienia oraz troski. Aż nagle, pewnego wieczora, w niemalże pustym barze, spotyka jego, podpitego lowelasa imieniem Marian (Grzegorz Damięcki). I bynajmniej nie jest to żaden Mariano Italiano, a swojski chłop, który potrafi rozmawiać z ludźmi, a jeszcze lepiej umie słuchać. Traf chce, że ta dwójka spotka się raz jeszcze, tym razem już na gruncie zawodowym.

Punkt wyjścia, w którym główna bohaterka jest pracownicą skarbówki, dawał szerokie pole manewru, ale też mógł być gwoździem do trumny całej produkcji. Łatwo byłoby pokazać typowe „biurwy”, natomiast tutaj na szczęście scenarzyści uciekli od schematu. No dobra, może i bohaterka grana przez Romę Gąsiorowska stale się obżera z samotności, ale jednocześnie każdy ekranowy bohater jest jakiś. Przede wszystkim na ekranie oglądamy prawdziwych ludzi, a nie TVNowskie wyobrażenie swoich odbiorców.

Więcej, debiutujący w pełnym metrażu Bartłomiej Ignaciuk wręcz kpi z modelowych bohaterów komedii romantycznych, bo chociaż Klara jeździ modnym samochodem, mającym dopełniać jej „słoikowy imidż from stolica”, to już punktowanie jej przez Mariana, to nic innego jak drwienie z „warszawskich laluń”, które zapomniały skąd naprawdę pochodzą. A już scena, jak Klara wraca od rodziców z torbą pełną żarcia, to po prostu wisienka na torcie. To tylko pokazuje, jak trafnie napisano bohaterów „Podatku od miłości”, bo to zwyczajni ludzi z krwi i kości są. Na co dzień walczą z rzeczywistością i ze swoimi demonami, począwszy od stresu, po byłego męża, na samotności kończąc.

„Podatek od miłości” opowiada także o… molestowaniu seksualnym w pracy. Trochę żałuję, że bardziej nie rozwinięto tego wątku, ale Ignaciuk wraz ze scenarzystami zwraca uwagę na mobbing oraz fakt, że często za sprośnym żartem ze strony przełożonego, kryje się coś więcej, niż jedynie chęć pośmiania się. Od rubasznego dowcipu do dosłownej propozycji pójścia do łóżka, szczególnie gdy gra toczy się o awans, krótka droga. Doskonale, że w gatunku, który ma za zadanie przyciągnąć jak największą liczbę widzów do kin, zwraca się na uwagę na tak ważne kwestie.

Siłą „Podatku od miłości” są aktorzy. Szczególnie Grzegorz Damięcki jest doskonały i stanowi gwarancję jakości tego projektu. Kroku dotrzymuje mu Aleksandra Domańska, która w tak dobrej roli jeszcze nie miała okazji zaprezentować się na ekranie, ale uwodzicielski jest również drugi plan. I to począwszy od malutkiej rólki Agnieszki Przepiórskiej, przez zmartwionego Zbigniewa Zamachowskiego, energetyczną Magdalenę Popławską, pełną seksapilu Grażynę Wolszczak, swojską i lekko naiwną Anię Smołowik, po uroczą Romę Gąsiorowską i na wspaniale szarżujących Michale Czerneckim i Tomaszu Włosoku kończąc. Scena na dancingu, chociaż trwa kilka sekund, jest przepiękna, aż sam mam ochotę zacząć śpiewać piosenki Krzysztofa Krawczyka.

„Podatek od miłości” to nie tylko udana próba zmierzenia się z komedią romantyczną, ale przede wszystkim film, który chce wymknąć się z ram tego gatunku. Po części mu się to udaje, chociaż zbyt przekombinowane i skrótowe zakończenie pozostawia lekki niedosyt. Całość jest wybornie zmontowana, a jazzowa ścieżka dźwiękowa nadaje tej historii klimat. Bartłomiej Ignaciuk udowodnił, że serial „Usta usta” oraz krótkometrażówka „Chomik” nie były wypadkiem przy pracy, ale ten człowiek potrafi reżyserować oraz ma pomysł na przedstawiane historie. Jest w tym urok, luz oraz dobry humor. I niczego więcej mi nie trzeba. Ten podatek od miłości warto zapłacić. Nawet z odsetkami.

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

"PODATEK OD MIŁOŚCI" JUŻ W KINACH

Recenzja została pierwotnie opublikowana 27 stycznia 2018 roku.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn