Grabarze jezior

1993

Czas trwania:25 min

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Dokument/Reportaż

Grabarze jezior w telewizji

Opis programu

Zachód słońca nad jeziorem, po tafli pływają łabędzie, a na brzegu ktoś dokłada drew do kameralnej (pokątnej?) wędzarni ryb. Tak zaczyna się film o odwiecznym sporze: kto ma prawo do połowu? W dawnych wiekach feudał zastrzegał sobie wyłączność łowisk tak na leśną zwierzynę, jak i wodną faunę. Dziedzic opłacał strażników, a przyłapanych rybaków karały sądy. Kto chciał zajmować się rybołówstwem, musiał mieć zgodę właściciela. Dziś nazywamy ją licencją. Płyną wieki, problemy pozostają. Bo ludność od zawsze uważa, że ma prawo połowu w wodach, nad którymi przyszła na świat. W filmie poznamy 85 - letniego staruszka, który żywi to wewnętrzne, atawistyczne przekonanie, że łowić może, bo tu mieszka. I od dziecka to robi, jak jego przodkowie. Nie uważa się za kłusownika. Innego zdania jest Straż Rybacka, strzegąca zasobów w imieniu współczesnego właściciela, którym jest Skarb Państwa. Dynamiczna jazda motorówka, uważne łączenie się przez krótkofalówki, narada na leśnej polanie tuz przed obławą. Uczestniczymy w akcji wyciągania nielegalnych więcierzy i sieci. Nad wodami krąży myszołów. Plastycznie dopełnia słowa starszego strażnika: "przez nielegalne odłowy, nie wiadomo jaki skutek odnosi zarybianie akwenu, a przecież na narybek wydano 50 tys. złotych. Przed wojną mandat za kłusownictwo stanowił równowartość krowy. W Kanadzie i Szwecji dobrego samochodu. A u nas? Prokurator przyznaje, że rocznie ściga od zera do 4 osób. Tajemnicą poliszynela jest, ze przydrożne zajazdy, budki i smażalnie zaopatrują się u nielegalnych łowców. Większe partie odbierają hurtownicy z Warszawy i Śląska. Jak długo ekosystem to wytrzyma?