Polska z bocznej drogi

Polska 2008

W Witunii, małej wiosce niedaleko Bydgoszczy, mieszka Ryszard Kołaczyński, jedyny polski rolnik maratończyk. Po dziesięciu godzinach pracy w gospodarstwie, zamiast odpoczywać, rozpoczyna trening.

Kategoria wiekowa:

Gatunek:Dokument/Reportaż

Polska z bocznej drogi w telewizji

Opis programu

Witunia to mała wioska położona niedaleko Bydgoszczy. Na pozór niczym się nie wyróżnia od tysięcy podobnych w naszym kraju. Kościół, dwa sklepy spożywcze, kiosk, ot, zwykła polska prowincja. To jednak pozory. To właśnie w Witunii mieszka Ryszard Kołaczyński, jedyny polski rolnik - maratończyk. Na co dzień jest gospodarzem. Prowadzi wraz z żoną kilkunastohektarowe gospodarstwo rolne. Hoduje krowy i trzodę chlewną. Jednak po 10 godzinach pracy w gospodarstwie zamiast odpoczywać, Ryszard Kołaczyński rozpoczyna trening. Trenuje w zależności od pogody 5 - 6 dni w tygodniu. Jak sam mówi, biega, bo sprawia mu to przyjemność. Tygodniowo Ryszard Kołaczyński przemierza około 150 kilometrów po okolicznych polach i lasach. Teraz przygotowuje się do jednego z najtrudniejszych biegów długodystansowych na świecie, do ultramaratonu Spartakus - z Aten do Sparty. Długość biegu to bagatela 245 km. Pan Ryszard startował w nim już 6 razy i nigdy nie udało mu się ukończyć biegu, ma jednak nadzieję że w tym roku będzie inaczej. Wszystkie koszty treningów, wyjazdów, odżywek itd. maratończyk musi pokrywać z własnych pieniędzy. Dlatego oprócz pracy na roli dorabia jako robotnik budowlany - nie tylko w Polsce, ale i za granicą. W tym roku, żeby zarobić na nowy sezon, przez dwa miesiące pracował jako budowlaniec w Amsterdamie. W tym czasie całym gospodarstwem musiała zajmować się żona. Jednak pan Ryszard pracując na Zachodzie, nie zapomina o swojej pasji. W tym roku, kiedy był w Holandii, wystartował w międzynarodowym Maratonie Amsterdamskim. Ukończył rywalizację w trzeciej setce (na 600 startujących), ale i tak po ukończeniu morderczego biegu był jak zwykle najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Trudno opisać to uczucie, kiedy mija się linię mety - mówi. Człowiek nie może złapać tchu, nogi odmawiają posłuszeństwa, ale czuje się wolny. Przyznaje, że gdyby nie sport, to nigdy nie zobaczyłby sporego kawałka świata. Biegał już w Grecji, we Włoszech, Niemczech, Hiszpanii, a także na Ukrainie. W tym roku jako stały uczestnik otrzymał już zaproszenie na ultramaraton w Grecji. Jakie było jego zdziwienie, kiedy na folderze całej imprezy zobaczył siebie. Poczuł się dumny, że on, hodowca trzody chlewnej spod Bydgoszczy, reklamuje jeden z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych biegów długodystansowych na świecie. Najbardziej w sporcie pociąga go rywalizacja i możliwość poznania na zawodach ludzi, z którymi normalnie nigdy nie miałby kontaktu. Czasem, kiedy jego przeciwnicy dowiadują się, kim jest z zawodu, słyszy: ty świniarzu. Ale inni zawodnicy nie mówią tego złośliwie, ale żartobliwie. Często są zdziwieni, że pokonał ich nie zawodowy sportowiec, ale po prostu rolnik.