"Przyciąganie". Rosjanie nie gęsi, własne sci-fi mają [RECENZJA]

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
Jakiż to jest kiczowaty, pełen patosu i fabularnie schematyczny oraz przewidywalny film, ale nie potrafię go nie lubić. Czemu? Przekonajcie się.

Fiodor Bondarczuk to jeden z tych rosyjskich reżyserów, na którego filmy się czeka, po prostu. Pod względem ilości zrealizowanych obrazów, jego reżyserskie CV prezentuje się skromnie, ale każdy z wcześniejszych filmów – począwszy od doskonałej „9 kompanii”, po kontrowersyjny „Stalingrad” – był wielkim wydarzeniem. Nie inaczej jest w przypadku „Przyciągania”, będącego jednym z najdroższych rosyjskich filmów w historii.

„Przyciąganie” to… kosmiczna wariacja na temat „Romea i Julii”. Julia (Irina Starszenbaum) jest klasową pięknością, lecz jej życie nie jest usłane różami. Matkę pochowała kilka lat wcześniej i jest wychowywana wyłącznie przez – rządzącego twardą, oficerską ręką – ojca, pułkownika Walentina Lebiediewa (charyzmatyczny Oleg Mienszykow). Próbując wyrwać się z pozbawionego życia domu, dziewczyna szuka wsparcia w starszym o kilka lat chłopaku, Artomie (Aleksandr Pietrow). Cóż, osiedlowy blokers i kierowca BMW E34 nie jest wymarzonym zięciem dla Lebiediewa. I właśnie wtedy na horyzoncie pojawi się przystojny przybysz z Kosmosu, Hekon (Rinal Muchamietow).

Fiodor Bondarczuk zrobił blockbuster pełna gębą, wysokooktanowe kino za grube ruble, które doskonale się ogląda. Miałem ciary i to minimum dwukrotnie, serio, a często w kinie mi się to nie zdarza. Autor „9 kompanii” pod płaszczem komediowo-młodzieżowego kina katastroficznego sprzedał nam opowieść o współczesności; o tym, jak łatwo manipulować tłumem i jak jeszcze łatwiej straszyć innością, obcością. Brzmi znajomo? Scenariusz filmu był inspirowany pogromem na imigrantach z Kaukazu, do którego doszło w moskiewskiej dzielnicy Zachodnie Biriulowo w 2013 roku. To widać. Naturalnie, Bondarczuk garściami czerpie z amerykańskiego kina sci-fi, momentami nawet aż za bardzo, ale jego celem było pokazanie tego, jak Rosja skręca w stronę nacjonalizmu. Udało się, to wybrzmiewa wyraźnie i dosadnie.

Zresztą reżyser „Stalingradu” nie oszczędza Mateczki Rasiji. Na ekranie obserwujemy chociażby cios wymierzony w propagandowe media, sprzedające w wiadomościach przekazy partyjne. Dostaje się też władzy, a konkretnie zakłamanym deputowanym do Dumy Państwowej czy urzędnikom Ministerstwa Obrony Narodowej, często działającym wbrew logice, próbującym podbudować swoje ego. Warto zwrócić uwagę na wątek odseparowania Rosjan od reszty świata, za żadne skarby nie chcących dopuścić zagranicznych ekspertów do rozbitego na terenie Rosji pojazdu kosmicznego. Jest to prawdziwa wizja Rosji, na pewno tak zachowałyby się w tej sytuacji władze i może nam się to nie podobać, możemy to krytykować, ale coś mi podpowiada, że gdy oglądali to Rosjanie, to czuli dumę i wzrastało w nich przekonanie o tym, że są potęgą, która nie potrzebuje pomocy z zewnątrz.

Film lekko zawodzi swoim zakończeniem. Końcówka jest szalenie łopatologiczna, można było ją zrealizować ciut subtelniej. W filmie, który i tak mówi do widza dużymi literami, nie trzeba już wszystkiego wykładać na tacy.

Pod względem efektów specjalnych (Platige Image, sprawdzona marka!) to jest miodzio, widać, że zainwestowano duże pieniądze, więc naprawdę mamy do czynienia z rozmachem. Całości dopełnia odpowiednio podniosła muzyka, a na deser doskonałe zdjęcia i Moskwa, która nawet jeżeli jest zniszczona, to i tak mnie uwodzi. Michaił Chasaja starał się, aby jego zdjęcia w jak największym stopniu oddawały ducha współczesności, dlatego kamera jest dynamiczna, często do gry wchodzą ujęcia niczym z telefonów komórkowych czy kamer monitoringu. Dobrze się to dopełnia.

„Przyciąganie” to film, który nie każdemu przypasuje. Jeżeli nie akceptujecie w kinie młodzieżowej estetyki czy uproszczeń, to ta – mimo ciężaru przesłania – lekka opowieść nie do końca Wam się spodoba. Oczywiście, scenariusz nie stroni od słabości czy dziwnych rozwiązań, niektórych zaboli fakt, iż sci-fi schodzi na dalszy plan na rzecz miłosnej historyjki, ale dałem się uwieść czarowi filmu Bondarczuka. To proste, pełne humoru i popełnione z pełną premedytacją kino, świadomie nawiązujące do podobnych produkcji z zachodu, lecz pokazujące, że Rosjanie nie gęsi i własne sci-fi mają. W planach już jest kontynuacja, więc mocno czekam!

Ocena: 7/10

Krzysztof Połaski

[email protected]

Recenzja została pierwotnie opublikowana 17 października 2017 roku, w ramach relacji z 33. Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn