"Seria niefortunnych zdarzeń". Genialny Neil Patrick Harris, a potem długo, długo nic [RECENZJA]

Adriana Słowik
Adriana Słowik
materiały prasowe Netflix
materiały prasowe Netflix
"Seria niefortunnych zdarzeń" zadebiutuje w serwisie Netflix już 13 stycznia. Jak oceniamy telewizyjną historię stworzoną na podstawie bestsellerowego cyklu książek napisanych przez Daniela Handlera? Będzie hit?

„Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń” to nowy serial Netflixa, stworzony oczywiście na podstawie bestsellerowego cyklu książek napisanych przez Daniela Handlera (pod pseudonimem Lemony Snicket). Fabularnie to nic innego, jak film z 2004 roku z Jimem Carreyem w roli głównej. Tym razem również będziemy śledzić losy rodzeństwa Baudelaire (Wioletki, Klausa i Słoneczka), którzy po śmierci rodziców trafiają pod opiekę chciwego wuja - hrabiego Olafa. Ten nie cofnie się przed niczym, by przywłaszczyć sobie ich majątek. Rodzeństwo będzie musiało przechytrzyć przebiegłego wuja, skrywającego się pod różnymi przebraniami i pokrzyżować jego niecne plany oraz wyjaśnić tajemnicę śmierci swoich rodziców.

Najbardziej zastanawiające w tym wszystkim jest to, po co w ogóle Netflix zabrał się za telewizyjną ekranizację książek, które owszem - były bestsellerem, ale przecież sam film nie odniósł już tak spektakularnego sukcesu. Warto dodać, że każda książka opowiedziana została na przestrzeni dwóch odcinków pierwszego sezonu (całość liczy 8 odcinków), co oznacza, że twórcy zekranizowali już cztery części powieści. Po co jednak odgrzewać starego kotleta? W moim odczuciu odpowiedź może być tylko jedna - Neil Patrick Harris. Laureat nagród Emmy i Tony, gwiazdor serialu "Jak poznałem waszą matkę", widziany ostatnio w filmie "Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie " okazuje się najjaśniejszym punktem nowego serialu Netflixa i zarazem motorem napędowym całej produkcji.

Harris rządzi

Neil Patrick Harris dwoi się i troi, podobnie zresztą jak grany przez niego bohater (hrabia Olaf), choć ich motywacje są skrajnie różne. Oglądając jednak jego wyczyny w "Serii niefortunnych zdarzeń" można odnieść wrażenie, że jest wręcz stworzony do roli chciwego i złowrogiego wujaszka Olafa. Oczywiście spora w tym zasługa genialnej charakteryzacji (do czego jeszcze wrócimy), ale gdyby nie jego talent, sposób prowadzenia postaci - mroczny ale i miejscami bardzo komiczny czarny humor - serial z miejsca moglibyśmy wrzucić do kosza z napisem Nigdy więcej.

Wiemy już, że oglądając nowy serial Netflixa zostaniecie wręcz zahipnotyzowani odtwórcą roli hrabiego Olafa, nie mogę jednak napisać tego samego o odtwórcach ról Wioletki i Klausa. Nie wiem, czy aktorstwo tych dzieciaków ma być taką kontrą do przerysowanej do granic możliwości scenografii i bijącej po oczach wybitności Harrisa, ale jedno jest pewne, młodzi aktorzy "Serii niefortunnych zdarzeń" nie umywają się do dzieciaków ze "Stranger Things". Może jestem już za stara na tego typu bajeczki, ale jeśli miałabym obejrzeć wszystkie odcinki tego serialu, zrobiłabym to tylko i wyłącznie ze względu na hrabiego Olafa. Drogi Netflixie, sceny z Maliną Weissman i Louisem Hynesem możecie mi wyblurować. Godny uwagi jest natomiast wątek narratora całej opowieści i Patrick Warburton wcielający się w samego Lemony'ego Snicketa - dobrze prowadzi historię, nadając jej odpowiednie tempo, oraz wszystkich pobocznych postaci, które dodają historii jakiegoś smaku.

Scenografia i charakteryzacja siłą serialu

Serialowi Netflixa nie można natomiast odmówić klimatu. Przerysowana do granic możliwości scenografia, z bajkowymi wstawkami robi ogromne wrażenie. Podobnie zresztą jak genialna charakteryzacja aktorów i kostiumy. Tutaj znowu na pierwszy plan wysuwa się Neil Patrick Harris i jego bohater, którego wygląd fizyczny jest po prostu fantastyczny. Podobno każdego dnia zdjęć, Harris spędzał aż 2,5 godziny w charakteryzatorni. To widać, spiczasty nos złowrogiego hrabiego dopracowano w stu procentach! Na uwagę zasługuje również muzyka Jamesa Newtona Howarda - wielokrotnie nominowanego do Nagrody Akademii Filmowej kompozytora i twórcę ścieżek dźwiękowych do takich hitów jak: "Igrzyska śmierci", "King Kong", "Mroczy rycerz" a także motywu przewodniego do serialu "Ostry dyżur".

Wielkiego hitu nie będzie

"Seria niefortunnych zdarzeń" Netflixa to przede wszystkim genialna kreacja Neila Patricka Harrisa, potem długo, długo nic, aż do fantastycznej strony wizualnej. Mając jednak do wyboru tak szeroką gamę oryginalnych seriali amerykańskiego serwisu, z pewnością nie będę tracić czasu na telewizyjną ekranizację książek Lemony'ego Snicketa. Może to po prostu nie mój klimat, a może jestem już na tego typu produkcje za stara - jeśli więc moje skromne 24 wiosny nie dźwigają już klimatu bajki (nie)koniecznie dla najmłodszych, to w jakich odbiorców celuje tutaj Netflix? Nie chcę pisać, że "Seria niefortunnych zdarzeń" to zły serial - bo tak nie jest, ale wielkiego hitu nie będzie. Na miejscu amerykańskiego giganta, nie inwestowałabym w odgrzewanie starych, nie do końca udanych opowieści.

Ocena: 5/10

Adriana Słowik

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn