"The Innocents" [RECENZJA]. Być albo nie być… w innym ciele. Typowa teen drama czy dobry thriller Netflixa?

Beata Cielecka
Ośmioodcinkowy serial „The Innocents” tłumaczony jako „Niewinni” powinien pod koniec swego trwania zmienić swój tytuł na „Winnych”, gdyż w miarę rozwoju akcji nikt nie pozostaje bez winy; nawet ci, którzy dobre intencje zmusiły do działania. Dlatego serial, który zaczyna się jak typowa teen drama, a kończy jak mocny thriller psychologiczny, warto obejrzeć do końca.

I od tej końcówki nietypowo zacznijmy, bo sam finał stanowi największą niespodziankę serialu i jest – cudownie móc to powiedzieć – absolutnie nieprzewidywalny. To, co wydarza się przed nim, też nie do końca odpowiada naszym stereotypowym oczekiwaniom mówiącym o tym, że źli powinni zostać ukarani, a dobrzy nagrodzeni. Kłopot w tym, że tu nie ma złych i dobrych. Źli bywają ludźmi cierpiącymi, zagubionymi i omamionymi jakąś ideą, a dobrzy ulegają złym emocjom, robią rzeczy wbrew sobie albo.. przypadkiem kogoś krzywdzą. Miłość zaś może być siłą sprawczą, ale też destrukcyjną. Brzmi to enigmatycznie, ale pod tym względem „The Innocents” okazują się nie być bajką dla nastolatek, ale całkiem prawdziwym – jeśli o emocje chodzi – kawałkiem kina, stąd trudno ten serial zakwalifikować jednoznacznie dla określonej grupy odbiorców. Zaraz okaże się dlaczego.

June, główna bohaterka, pod wpływem silnych emocji spowodowanych próbą jej porwania, odkrywa u siebie dar przeistaczania się w istotę, której właśnie dotknęła. Nie potrafi nad tym panować, co więcej jej dar/przekleństwo tak jak i ją, przeraża jej chłopaka Harry’ego, z którym właśnie uciekła z domu despotycznego ojca pragnącego odizolować ją od ludzi. W telefonie porywacza dziewczyna odkrywa nagranie, na którym jej matka usiłuje nakłonić córkę, by nauczyła się kontrolować swą zmiennokształtność w Sanctum, leżącym w Norwegii ośrodku prowadzonym przez pewnego naukowca, doktora Halvorsena. Okazuje się, że matka June, która zniknęła dawno temu również przejawia takie zdolności, a fakt że ojciec chciał, by córka unikała ludzi, może się z tym wiązać.

Punkt wyjścia nie jest może zbyt odkrywczy (wchodząca w dorosłość osoba odkrywa swój mroczny talent), ale twórcy „The Innocents” zdołali wycisnąć z niego co się da i wyabstrahować mnóstwo niuansów. Zdolności June są, a i owszem przerażające, bo zawłaszczając ciało, pozostawia swą pozbawioną duszy ofiarę w stanie katatonii. Są one jednak mocno kuszące, bo czy przybranie nowej skóry nie jest miłe, gdy to ciało należy do Deborah, kobiety nieco wprawdzie starszej od June, ale żyjącej w poczuciu bezpieczeństwa i szczęśliwej z powodu rychłego przyjścia na świat dziecka?

To co dla June jest nęcące, Harry’ego przeraża. Pytanie „kim jesteś?”, które zadawali sobie wręcz obsesyjnie francuscy egzystencjaliści, nurtuje w kontekście zmiennokształtności June głównie jego, człowieka stojącego z boku. To on uświadamia dziewczynie, że przeistaczając się w kogoś innego zatraca to, co ją kształtuje jako człowieka, swoją osobowość, na którą składają się myśli, gesty, najdroższe im wspomnienia, coś co sprawiło, że połączyła ich miłość. To on odczuwa lęk, że June przekreślając wszystko co razem przeżyli, przestaje być istotą, którą kocha.

Podobnie ciekawy jest wątek Kam znakomicie zagranej przez Abigail Hardingham, która potrafi być niesamowicie demoniczna jak i krańcowo niewinna, przypominając w swym wcieleniu graną przez Catherine Deneuve wampirzycę z „Głodu”. Kam jest zmiennokształtną, która fascynuje June umiejętnością kontrolowania swego daru. Zmiana nic jej nie kosztuje, uwielbia bawić się tymi możliwościami i przez moment staje się dla June wzorem do naśladowania. Tylko Harry dostrzega, że przecież jej ofiary na czele z własnym chłopakiem są przez nią tak naprawdę wykorzystywane. Kam pozornie nie ma granic w swym zepsuciu i nie ma skrupułów manipulując i oszukując ludzi, ale – jak się okazuje – to jedynie pozory. Jest w pewnym sensie ofiarą, a potwór jakim się stała nie wziął się znikąd…

I kolejna ciekawa postać Sigrid, mieszkanki Sanctum, darzącej uwielbieniem swego zbawcę, doktora Halvorsona, która nawet po wyleczeniu nie jest w stanie opuścić bezpiecznego azylu. Jej ciężka praca nad sobą i miesiące wyrzeczeń na nic się zdają, bo sama zamyka siebie w klatce, w dodatku oszukując samą siebie wizjami wolności jakiej pragnie.

Jak widać to całkiem dorosłe jak na serial dla nastolatków tematy, bo podobnie jak to ma miejsce w „Stranger Things” właściwie każda, nawet drugoplanowa postać tego filmu została bardzo dobrze pomyślana i jest punktem wyjścia do refleksji. Na swój sposób każda jest intrygująca i nosi w sobie tajemnice, od prostackiego na pozór, ale mściwego Steinera przez zazdrosną, pogrążającą się w demencji Runę, po bardzo skomplikowaną i niejednoznaczną postać Halvorsona, granego przez jak zawsze magnetycznego Guya Pearce’a.

Głębi zarówno osobom jak i całej intrydze przydaje klimat serialu, mroczny i posępny, potęgowany przez niesamowite zdjęcia Norwegii i angielskiej prowincji. Akcja toczy się niespiesznie, możemy zagłębić się w danej scenie, a pod jej koniec skupić się na słowach piosenek trafnie puentujących emocje bohaterów. A tych bardzo wiarygodnie i z dużym wyczuciem zagrali aktorzy, w większości zupełnie nieznani, gdyż pochodzący z Norwegii jak rewelacyjna Laura Birn (Elena) czy Ingunn Beate Øyen (Runa). Kluczowa była też rola June, zagrana przez młodziutką błękitnooką szkotkę Sorchę Groundsell, przekonującą zwłaszcza w momentach, w których pełna przerażenia lub desperacji dokonuje transformacji.

To, co się nie do końca w „The Innocents” udało to dialogi, momentami ocierające się o banał i wynikające z tego nierozegrane właściwie sceny. Miałam wrażenie, że bohaterowie zamiast argumentować i dociekać woleli uciec… z dialogu (i ze sceny) tym sposobem czyniąc akcję momentami nieco rozwlekłą i sztucznie ją udramatyzowując.

Podsumowując „The Innocents” tylko udaje pozycję dla nastolatków, podejmując całkiem dorosłe tematy dotyczące kształtowania osobowości, brania odpowiedzialności za siebie i osoby od nas zależne, pułapek jakie czyhają na nas w życiu. To, że bohaterami są nastolatki czuje się jedynie w pierwszych odcinkach i jak to bywa w życiu dorastają (a z nimi serial) zanim się spostrzeżmy. Ale jeśli ktoś nie ma ochoty wgłębić się w psychologiczne meandry, może z przyjemnością śledzić coraz mroczniejszą i coraz bardziej trzymającą w napięciu akcję. A estetom polecam z uwagi na genialne zdjęcia!

Nasza ocena 7/10

Beata Cielecka

Premiera "The Innocents" od 24 sierpnia w 2018 r. na Netflix!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn