"Gotham" sezon 4. odcinek 1. Udany powrót Batmana w pieluchach [RECENZJA]

Redakcja Telemagazyn
Redakcja Telemagazyn
fot. materiały prasowe
fot. materiały prasowe
Serial "Gotham" wrócił na szklane ekrany z premierowym, 4 sezonem. I jest to powrót całkiem udany. Gotham zresztą to jak na razie jedyna produkcja serialowa ze świata DC, która trzyma poziom. Z każdym sezonem coraz lepszym.

Do Gotham wracamy trzy miesiące później po wydarzeniach z finału trzeciego sezonu. Pingwin zapanował nad przestępczym półświatkiem, Bruce Wayne na dobre rozpoczął swoją drogę ku staniu się mrocznym rycerzem, podobnie jak Selina Kyle kroczy ku lateksowemu wdzianku i wcieleniu Kobiety Kota. I tylko Jim Gordon pozostaje ten sam – rzetelny, uczciwy i zawsze broniący sprawiedliwości. No prawie. Rządy Pingwina wprowadziły nowość w życie mieszkańców miasta – przestępców z licencjami. Bez jego zgody nikt nie może napadać i rabować. W innym przypadku będzie mieć do czynienia z Victorem Zsaszem, a jego przestępcy boją się tylko trochę mniej niż jego szefa.

Tyle wprowadzenia w fabułę czwartego sezonu, która zapewne w niedługim czasie zmierzy w kompletnie inną stronę, niż się zapowiada. No właśnie. Już przed premierą było wiadomo, że kolejny sezon Gotham będzie się skupiał przede wszystkim na postaci Bruce'a Wayne'a i jego powolnej drodze ku temu, by stać się jedynym obrońcą Gotham. Piszę powolnej, ale z doświadczenia wiadomo, że twórcy będą próbowali znacznie przyspieszyć ten proces. Już finał trzeciego i początek czwartego sezonu pokazały istotną kwestię – Bruce przywdziewa maskę. Co prawda to tylko zwykła kominiarka, ale jakże wymowna w swoim znaczeniu. To pokazuje, że dość już Bruce'a chowającego się za plecami Alfreda, a sporadycznie Jima Gordona czy też Seliny. Przyszedł czas na pewnego siebie młodzieńca, który ma wytyczony cel – ochronić miasto przed złem. Problemem jest mimo wszystko to, że droga, jaką obrali twórcy serialu, jest trochę zbyt szybka do pierwowzoru. Moment, w którym młody Wayne staje się Batmanem według pierwotnej historii nastąpił zdecydowanie później, już po czasach – nazwijmy to umownie, licealnych. Stąd też dostajemy taką karykaturę genezy Człowieka Nietoperza. Jest to w pewnym sensie zarzut, który jednak traci na znaczeniu kiedy przyjmiemy, że serial Gotham pokazuje alternatywną historię Batmana, która mocno korzysta z „bestariusza” wszystkich antagonistów, z jakimi miał on do czynienia na kartach komiksów.

Stąd też dziś już nikogo nie dziwi kolejny sezon serialu w towarzystwie Pingwina. Trzeba dodać, że zacnym towarzystwie postaci, która w trzecim sezonie była cieniem samego siebie. Robin Lord Tylor, który odgrywa postać Oswalda Cobblepota, w pierwszych dwóch sezonach był postacią, która ciągnęła całą produkcję. To dla jego kreacji warto było oglądać ten serial. W trzecim sezonie, jak na ironię, to z jego powodu wiele osób rozważało porzucenie tej produkcji. Pingwin dosłownie szorował po meandrach dna. Był miałki, stracił charakter i poważanie. Jak widać był to celowy zabieg, by mógł odbić się z samego dna. I tak też się dzieje. Przez większą część premiery czwartego sezonu Pingwin rządzi i dzieli wzbudzając strach i szacunek u niemal każdego. Szkoda, że finalnie postanowiono znów pokazać, że nadal jest tylko nikczemną i słabą kreaturą. Niestety, ale końcowe sceny tak właśni można odebrać.

Samo Gotham, jako miasto, nic nie straciło ze swojego uroku. Jest nadal komiksowo wręcz mroczne. Gotham wzbudza cały czas niepokój. Klimat szaleństwa i bezprawia aż wylewa się z ekranu. Wrażenie potęgują m.in. sceny z Arkham, do którego twórcy cały czas z chęcią (na szczęście!) wracają. To tam widzimy skupisko największych koszmarów tego miejsca i zapowiedź tego, z czym w przyszłości będzie musiał się uporać właśnie Batman. I taka perspektywa musi zapewne cieszyć każdego widza, który lubuje się w poruszaniu po meandrach rodzimego świata mrocznego rycerza.

Premiera czwartego sezonu zapowiada, że wydarzy się naprawdę wiele ciekawych rzeczy. Już pomijając samego Bruce'a Wayne'a i jego rozwój w stronę Batmana, możemy śledzić genezę takich postaci, jak Catwoman, Scarecrow, Trującego Bluszczu, naturalnie Pingwina czy też innych, nie mniej ważnych postaci ze świata DC. W tym wszystkim nadal szkoda jednej rzeczy – Jima Gordona i tego, jak wciąż drewniana jest jego postać, która mimo tylu sezonów, nadal jest taka sama, jak w pierwszych odcinkach. Ale być może w tym braku szaleństwa jest właśnie jakaś metoda? Przekonamy się o tym zapewne za kilka miesięcy.

Nasza ocena: 7/10

Paweł Szałankiewicz

Najlepsze seriale zagraniczne według gwiazd:

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn