"Grace i Grace". Nowość Netfliksa hitem na miarę "Opowieści podręcznej"? [RECENZJA]

Beata Cielecka
Na pierwszy rzut oka serial „Grace i Grace” z „Opowieścią podręcznej” łączy jedno: w obu obrazach kobiety… nie mają prawa głosu. Już pierwsze minuty filmu przygotowują nas na dezorientację będącą udziałem widza, zagłębiającego się w historię Grace Marks, postaci autentycznej, której kwestia (nie)winności jest jedną z tych, które mogą nigdy nie być wyjaśnione.

Mamy rok 1851. Grace Marks odsiaduje w więzieniu wyrok za zamordowanie swojego pracodawcy i jego gospodyni. Jej wspólnik został powieszony. Ją, szesnastoletnią wówczas dziewczynę ułaskawiono i skazano tylko na dożywocie. Jednak Grace twierdząca, że nie pamięta tego, co zaszło ma szanse wyjść na wolność. Jej niewinność ma potwierdzić doktor Jordan, specjalista od chorób umysłowych, który zaczyna z Grace swoje sesje. Podczas rozmów dziewczyna opowiada mu o swoim wcześniejszym życiu i dniu, w którym zginęła Nancy i jej chlebodawca i kochanek Keanner.

Miniserial „Grace i Grace” zyskuje jeszcze jednego, twórcę, a jest nim sam widz, który przy tak poprowadzonej narracji staje się współautorem filmu. Może przyjąć podsunięte mu przez twórców jedno z wielu rozwiązań, albo uznać się za pokonanego i nie rozstrzygnąć na korzyść żadnego z nich. Może więc myśleć, że Grace Marks to bezlitosna morderczyni, która zemściła się na swych pracodawcach za swe nieudane życie, albo że jest taką samą ofiarą jak Nancy i pan Keanner. Może się przekonać, że nie mogąc znieść psychicznego cierpienia Grace uciekła w chorobę psychiczną, obarczając ducha Mary Whitney swoimi grzechami, albo uznać że zamiast badania przydałyby jej się egzorcyzmy, skoro żyła życiem, jakie chciała wieść Mary, a nie ona. Tak naprawdę ta zagadka, być może, nigdy nie zostanie rozwiązana. To spory atut serialu, który aż do końca nie daje gotowej odpowiedzi na to pytanie. A raczej daje taką, jaką chcemy w nim zobaczyć.

Coś jest w tym nacisku na subiektywne widzenie, bo taki mocno zarysowany wątek pojawia się też w samym serialu. W pewnym momencie mowa w nim o tym, że w „1000 i jednej nocy” Szeherezada snuje opowieści, jakich chce słuchać sułtan, po to, by zyskać kolejne dni życia. Przez analogię… Grace wyczuwając oczekiwania mężczyzn, którzy ją otaczają, staje się dla każdego z nich tworzywem, z którego lepią swą Galateę. Dla dr Simona Jordana jest kobieta sfinksem pełną zagadek, dla paniczyka George’a niedostępnym obiektem pożądania, dla Keannera staje się obiektem przyszłego podboju, dla McDermotta zgubną femme fatale, a dla skłonnego do masochizmu Jamiego ofiarą, jaką trzeba uratować. Być może najbardziej prawdziwa jest dla posiadającego parapsychiczne umiejętności, Jeremiaha, który jako jedyny, dzięki transowi udziela jej „prawa głosu”. Tak szczególne okoliczności jak hipnoza pozwalają tej kobiecie na być może pierwsze w jej życiu szczerze wyznanie, a specyfika eksperymentu daje jej możliwość zrzucenia na chwilę wiktoriańskiego gorsetu pseudo moralności i powiedzenia prawdy w oczy zebranym wokół hipokrytom.

„Grace i Grace” nie rzuca nas na kolana, tak jak to zrobiła swym transowym rytmem, mocnym przesłaniem i zadziwiającą koncepcją wizualną „Opowieść podręcznej”. To film bardziej tradycyjny w narracji i klimacie, przystający w każdym aspekcie do czasów, o jakich opowiada. Niespodzianki wplecione są w pozornie uładzoną, złożoną z retrospekcji opowieść, w której momentami pojawiają się przebłyski świadomości Grace, nieujawniane doktorowi. W ten sposób widz wie więcej niż bohater i obserwuje jak dyplomatycznie ta prosta służąca z odległego kraju skrzętnie unikanie tematu, lub dyskretnie omija prawdy. W ogóle więcej jest w serialu odważnych, czasem bezpruderyjnych myśli niż uładzonych, wypowiadanych na głos wypowiedzi w wiktoriańskim stylu.

Bardzo pięknie zagrały w filmie zdjęcia: brutalne, naturalistyczne wręcz obrazy morderstw kontrastują z sielskimi krajobrazami wsi; kamera pieści w zbliżeniach zarówno ludzkie twarze, jak i przedmioty jak to się dzieje w zbliżeniach rąk Grace zajętych naprawianiem koronek czy dłoni doktora sunących piórem po papierze.

Jeśli mowa o aktorach, to miałam nieprzeparte wrażenie, że z tego aktorskiego pojedynku w „Grace i Grace” wychodzi zwycięsko grająca bohaterkę Sarah Gadon, której ledwo dotrzymuje kroku Edward Holcroft wcielający się w rolę dr Jordana. Chwilami w porównaniu ze swoją rozmówczynią, zmieniająca się jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki jest dziwnie bezradny. Gwoli prawdy jednak trzeba przyznać, że to Gadon miała o wiele ciekawszą, wielowymiarową rolę.

Podobnie jak bohaterka „Opowieści podręcznej”, tak i tu pod pisarskim piórem Margaret Atwood bohaterka wyrasta na kobietę intrygującą, której losy zawarły się w przekonującej, poruszającej fabule. Może nie ma „Grace i Grace” napięcia wynikającego z nieznajomości losów bohaterki, ale jest odkrywanie intrygującej stawiającej opór tajemnicy i refleksja nad człowiekiem postawionym wobec destrukcyjnych sił zarówno świata, jak i własnego umysłu.

"Grace i Grace" od 3 listopada w Netfliksie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn